piątek, 3 lipca 2015

Epilog

*miesiąc później*

          Razem z Emmą oglądałyśmy mieszkanie, do którego miałyśmy się wprowadzić na czas studiów. Przez ten miesiąc nie działo się zbyt wiele. Emma i Adam w końcu tworzyli szczęśliwą parę, co bardzo mnie cieszyło. Ja i Travis oficjalnie zostaliśmy parą. Spotykaliśmy kiedy tylko się dało. Wszystko układało się wręcz idealnie, aż do tej chwili, kiedy mój telefon zadzwonił. 

- Tak? - odebrałam połączenie od Molly. 

- Emily! Musisz przyjechać do szpitala już! Wyślę ci adres! Travis! Jest źle! - krzyczała w słuchawkę ruda. Serce zaczęło mi bić w szalonym tempie, a telefon prawie wypadł mi z dłoni. 

- Przepraszam, ale musimy już iść - powiedziałam do właściciela mieszkania. Złapałam Emmę za ramię i pobiegłam do wyjścia. 

- Emily! Co jest? - zapytała zdezorientowana brunetka. 

- Molly dzwoniła. Travis jest w szpitalu! - powiedziałam niespokojnie. Odczytałam wiadomość z adresem szpitala i złapałam pierwszą lepszą taksówkę. Podałam taksówkarzowi adres i kazałam się pospieszyć. Cała się trzęsłam z nerwów, a w oczach już miałam łzy. Cholernie bałam się o Travisa. Emma cały czas trzymała mnie za rękę i patrzyła na mnie z zaniepokojonym wyrazem twarzy.

***

           Wpadłam do szpitala jak burza. Molly wcześniej podała mi numer pięta, na którym się znajdują. Zaczęłam wzrokiem przeczesywać cały obszar znajdujący się przede mną w poszukiwaniu schodów. Zauważyłam windę, a obok niej schody. Decyzja była prosta - schodami dobiegnę szybciej. Pobiegłam więc nimi nie zwracając uwagi na innych ludzi. Wbiegłam na drugie piętro zdyszana, ale na końcu korytarza udało mi się zauważyć Molly i resztę ekipy. Po chwili usłyszałam za sobą zdyszaną Emmę. Spojrzałam na nią ze łzami w oczach i ruszyłam w stronę reszty. 

- Molly - zaczęłam słabo, głos uwiązł mi w gardle. 

- Emily! - pisnęła ruda. - Chodź, zaraz ci wszystko opowiem. 

           Odeszłyśmy kawałek i Molly rozkazała mi usiąść na jednym z plastikowych krzesełek. Sama zajęła miejsce obok mnie i spojrzała na mnie oddychając głęboko. 

- Nie wiem czy wiesz, ale Travis miał kiedyś nieciekawe towarzystwo i zadłużył się u nich - pokiwałam głową na znak, że wiem o co chodzi. - Zaczęli domagać się spłaty. Przez dłuższy czas dostawał wiadomości z pogróżkami i różne dziwne telefony, ale wiesz jaki on jest, po prostu to olał. A oni się wkurzyli i go dopadli na mieście. Na szczęście jakaś kobieta to widziała i zadzwoniła po policję. Tamtych złapali, ale Travis też może mieć problemy. - Patrzyłam na nią w osłupieniu. Jasne, wiedziałam, że Travis miał jakieś długi, ale o wiadomościach i telefonach nic mi nie mówił!

- A..ale dlaczego ja nic o tym nie wiem? - przygryzłam wargę. 

- Nie chciał cie martwić, powiedział nam tylko, że da sobie rade sam. Ale nie dał i teraz jest w ciężkim stanie,operują go. - Serce zabiło mi milion razy szybciej. 

- Ale wszystko będzie dobrze, prawda? - zapytałam histerycznym głosem, pozwalając łzom płynąć mi po twarzy. Nie mogłam na to pozwolić. To się nie mogło stać drugi raz! Nie mogłam drugi raz stracić kogoś, kogo kochałam!

- Emily, cśii, będzie dobrze, musi. Travis to silny facet. Poza tym, przecież on cię nie zostawi, nie ma takiej opcji  Molly przygarnęła mnie do siebie i zaczęła głaskać po włosach. 

***

             Mijały godziny, a lekarze wciąż nie wychodzili z sali operacyjnej. Siedziałam na zimnej podłodze ze wzrokiem wlepionym w pustą ścianę przede mną. W głowie miałam totalny chaos. Obiecałam sobie, że jeśli Travisowi coś się stanie to znajdę tych ludzi i powybijam jak kaczki. On był jednym z najcudowniejszych ludzi jakich spotkałam w swoim życiu i nie zasługiwał na taki los. Przeczesałam dłonią włosy i popatrzyłam na wszystkich po kolei. Siedzieli ze spuszczonymi głowami na tych cholernych krzesełkach. Jedynie Josh chodził w tą i z powrotem po korytarzu. To było jak jakieś pieprzone deja vu! Ale nie mogło się skończyć tak samo! Na samo wspomnienie James'a w sercu otwierała się rana, którą załatać umiał jedynie Travis. Gdyby i on odszedł... Nie wiem co bym ze sobą zrobiła. Nie potrafiłabym tak żyć...

- Cholera, ile to może trwać?! - wrzasnął nagle Josh, aż wszyscy podskoczyli na swoich miejscach. Lorena od razu zerwała się z miejsca i zaczęła uspokajać swojego chłopaka. W tamtym momencie znów poczułam okropne ukłucie w sercu. Być może ja już nigdy nie będę mogła podbiec po postu do mężczyzny swojego życia. Zacisnęłam zęby i pięści starając się zachować względny spokój. Wypłakałam już tyle łez, że mogłabym się spokojnie odwodnić. Wbiłam wzrok w swoje dłonie, które się niemiłosiernie trzęsły. Nie wiedziałam, jak długo jeszcze wytrzymam to czekanie.

***

                   Po kolejnych kilku godzinach zaczęłam tracić nadzieję. Pielęgniarki wchodziły i wychodziły z sali, ale nic nam nie mówiły. Zaczęłam krążyć po korytarzu bez konkretnego celu. Było już grubo po dwunastej w nocy i część ekipy pojechała do domu. Zostałam ja z Emmą, Molly i Joshem. Dziewczyny ledwo trzymały się na nogach, ale dzielnie dotrzymywały nam towarzystwa. Ani ja, ani Josh nie zamierzaliśmy się stąd ruszać dopóki nie dowiemy się, że z Travisem wszystko dobrze. Przykucnęłam na końcu korytarza i przeczesałam włosy dłonią wpatrując się w drzwi sali operacyjnej, jakbym tym mogła zmusić lekarzy do wyjścia. I, o dziwo, to poskutkowało! Kilka sekund później drzwi się otworzyły i wyszedł do nas lekarz. Od razu zerwałam się na równe nogi i pognałam do niego. 

- Co z nim, panie doktorze?! - zapytałam nerwowo, wpatrując się błagalnie w mężczyznę. 

- Był w bardzo ciężkim stanie, jego szanse na przeżycie tej operacji były bardzo niewielkie. - Serce mi stanęło na ułamek sekundy, a w oczach automatycznie pojawiły się łzy. - Ale zrobiliśmy co w naszej mocy i wszystko będzie w porządku. 

Kamień spadł mi z serca. Travis żyje. 

______________________
I jest, koniec, finito. Nic, ale to kompletnie nic nie poszło w tym opowiadaniu nie poszło tak jak powinno, ale jakoś poszło. Toczyło się dłuuuuugo, przez co straciłam zapewne jakieś 90% czytelników (więc jeśli to czytasz to napisz cokolwiek na dole, będzie mi miło (y)). No i co ja mogę tu pisać? Dziękuję tym, którzy tu wytrwali i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy! 
Do napisania :*

niedziela, 14 czerwca 2015

13

              Krzątałam się po całym domu przy dźwiękach muzyki Hollywood Undead. Kołysałam się w rytm wygrywany przez muzyków i ścierałam przy tym kurze. Dokładnie półtora tygodnia temu wróciłam do domu. Przez ten czas zdążyłam bardzo stęsknić się za ekipą z Londynu, a szczególnie za Molly i Travisem. Cały czas utrzymywaliśmy ze sobą kontakt, jednak to nie było to samo, co spędzanie czasu w swoim towarzystwie. Teraz cieszyłam się jak dziecko, kiedy w końcu mieli mnie odwiedzić. Do ich przyjazdu została mi niecała godzina, a dom wciąż nie wyglądał idealnie. Tak właśnie kończyło się zostawianie mnie i Adama samych w domu - jednym wielkim bałaganem. Mój brat wymigał się od sprzątania tylko dzięki pracy w warsztacie samochodowym, którą podjął jakiś czas temu. Jeśli chodzi o niego i Emmę to nic się nie zmieniło, wciąż traktowali się z dystansem. Piętnaście minut przed zaplanowanym wyjściem z domu wróciłam do swojego pokoju i zaczęłam się szykować.

***

          Pogoda dzisiejszego dnia bardzo mnie rozpieszczała. Słońce świeciło, niebo było czyste bez żadnej chmurki i ani śladu wiatru, który ostatnimi dniami wiał bardzo silnie. Ciesząc się z cudownej pogody biegłam jak na złamanie karku w stronę peronu. W duchu przeklinałam Adama za zabranie samochodu. Będąc już niedaleko zwolniłam nieco kroku. I tak musiałam już wyglądać okropnie przez morderczy bieg, więc nie chciałam pogarszać tego stanu. Spokojniejszym krokiem dotarłam na peron w ostatniej chwili, kiedy pociąg właśnie się zatrzymywał. Na moich ustach cały czas widniał szeroki uśmiech. Kiedy drzwi pociągu się otworzyły pierwsze co rzuciło mi się w oczy była burza rudych włosów Molly. Od razu pomachałam do niej i zaczęłam przeciskać się między ludźmi w jej stronę. Od razu rzuciłyśmy się sobie w ramiona mocno ściskając.

- Jeju, tak się za tobą stęskniłam - pisnęła ruda próbując przekrzyczeć pociąg i tłum ludzi.

- Ja za tobą też - odparłam, mocniej ją przytulając. Kiedy w końcu się od siebie odsunęłyśmy spojrzałam za plecy Molly, gdzie stal Travis. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle możliwe. Przygryzając wargę podeszłam do niego, a on natychmiast porwał mnie w ramiona. Serce waliło mi jak oszalałe. Już pawie zapomniałam jak świetnie przy nim się czułam. Wtuliłam się w niego wdychając cudowny zapach jego perfum. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się dla nas zatrzymał. Prócz nas nie istniało nic innego. Stanęłam na palce, niechętnie odrywając się od jego klatki piersiowej, i z uśmiechem przysunęłam swoją twarz do jego,  a on połączył nasze usta w czułym pocałunku.

***

         Dotarliśmy do domu niedługo potem. Po drodze obmyśliliśmy podział pokoi. Z racji tego, że w moim domu był jedynie jeden pokój gościnny to któreś z nich było skazane na moje towarzystwo. Padło na Travisa z czego się w sumie cieszyłam, bo strasznie za nim tęskniłam. Przed wejściem do domu na podjeździe zobaczyłam samochód Adama, co znaczyło, że wrócił już z pracy. Wchodząc do domu od razu poczułam zapach spalenizny. Od razu ruszyłam biegiem do kuchni.

- Adam! Co ty do cholery robisz?! - wrzasnęłam na brata, który próbował wyciągnąć z piekarnika kurczaka.

- Chciałem podgrzać obiad dla gości - tłumaczył się. Pacnęłam się otwartą dłonią w czoło i spojrzałam na brata karcącym spojrzeniem. Zajrzałam mu przez ramię na nasz obiad. Był totalnie spalony i nie do zjedzenia. Westchnęłam i podałam bratu swój telefon, a on spojrzał na mnie pytająco.

- Zamów dwie pizze, coś jeść musimy - wytłumaczyłam i podeszłam do okna. - A, i ty płacisz.

- Co...? - zapytał załamanym tonem.

- Nabroiłeś teraz będziesz płacił - odparłam, wzruszając ramionami i otwierając okna na oścież. - A, i byłoby miło gdybyś przywitał się z gośćmi - dodałam, wskazując głową na drzwi. Adam posłusznie oddalił się z kuchni, a ja próbowałam się jakoś pozbyć dymu i tego okropnego zapachu

- Może ci pomóc? - usłyszałam za sobą głos Travisa.

- Raczej już nic nie da się z tym zrobić - odparłam, odwracając się w jego stronę. - I z kurczakiem też - dodałam, podchodząc do naczynia, w którym leżał nasz obiad po czym wyrzuciłam go do śmietnika. Westchnęłam i odłożyłam naczynie do zmywarki, po czym podeszłam do szeroko uśmiechniętego Travisa. Przytuliłam się do niego, opierając policzek o jego klatkę piersiową, a on objął moje ciało swoimi mocnymi ramionami.

***

              Godzinę później wszyscy siedzieliśmy w salonie jedząc pizzę. Oglądaliśmy jakąś komedię, którą Adam znalazł w telewizji. Było bardzo miło, a szczególnie kiedy leżałam w ramionach Travisa. On i mój brat jakoś się dogadali, chociaż bardzo się bałam, że będzie na odwrót. Molly nie dało się nie lubić, więc Adam nie odbiegał od normy i polubił rudą. W pewnym momencie poczułam wibracje swojego telefonu, więc od razu wyciągnęłam go z kieszeni i odczytałam wiadomość. 

- Ej, co powiecie na imprezę dziś wieczorem? - zapytałam, patrząc na resztę towarzystwa. Wszyscy przytaknęli więc odpisałam na SMS'a i napisałam jeszcze do Emmy. - To mamy dwie godziny, chodź Molly, trzeba się przygotować - uśmiechnęłam się, niechętnie podnosząc się z kanapy. - Emma będzie za piętnaście minut - dodałam, patrząc na brata. Nadal trzymali między sobą dystans, a mnie to coraz bardziej irytowało. Weszłam razem z Molly do mojego pokoju, gdzie zaczęłyśmy przeszukiwać swoje rzeczy w poszukiwaniu czegoś nadającego się na imprezę.

           Tak, jak wspomniałam Adamowi Emma była u nas kilkanaście minut później. Przyniosła ze sobą torbę pełną ubrań i kosmetyków, więc problem stroi był zażegnany. Jakimś cudem i ja i Emma i Molly miałyśmy takie same rozmiary ubrań, więc mogłyśmy się nimi swobodnie wymieniać. Ja wybrałam dla siebie biały crop top na ramiączka i rozkloszowaną, turkusową spódniczkę, a do tego cieliste szpilki. Molly wybrała sobie czarną, obcisłą sukienkę i czerwone szpilki z kokardkami, a do tego dżinsową kurtkę.  Emma zaś założyła granatowy top i czarną obcisłą spódniczkę,a do tego czarne szpilki. Zrobiłyśmy szybki makijaż i zeszłyśmy na dół do chłopaków. W duchu cały czas modliłam się, żeby Adam nie zrobił niczego głupiego. Nie wiedziałam czego powinnam się spodziewać jeśli zostawię go samego z Travisem. Obaj jednak siedzieli na kanapie w salonie, cali i zdrowi, przynajmniej na pierwszy rzut oka.

- Możemy się chyba zbierać - oznajmiłam, kiedy weszłyśmy do salonu. Było przed dwudziestą drugą, a stąd do klubu droga trwała mniej więcej piętnaście minut. Spojrzałam na brata, który wpatrywał się w Emmę niczym w obrazek. Boże, co za kretyn. Travis natychmiast wstał z kanapy i podszedł do mnie.

- Pięknie wyglądasz - powiedział, nachylając się do mojego ucha. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale nie skomentowałam tego.

                                                                    ***

          Tańczyliśmy, piliśmy i wszyscy świetnie się bawili. W pewnym momencie zauważyłam, że Emma prowadziła z Adamem niezbyt przyjemnie wyglądającą rozmowę. Po chwili wściekła brunetka wybiegła z klubu. Spojrzałam na brata pytającym wzrokiem, a on tylko wzruszył ramionami. Jednocześnie postanowiliśmy wyjść za Emmą. Adam był pierwszy na dworze. Stanęłam w pewnej odległości od nich.

- Odejdź - zawarczała nieprzyjemnie dziewczyna.

- Emma, do cholery, przestań mnie unikać! - zaczął mój brat.

- Bo co...? - spojrzała na niego smutnymi oczami. Musiała wcześniej wypić trochę alkoholu, bo normalnie nie zachowywałaby się tak. Chociaż po takim czasie każdy straciłby nerwy.

- Bo mi na tobie zależy!

- Jakoś nigdy nie umiałeś tego okazać - prychnęła.

- Bo byłem kretynem - odparł, robiąc krok w jej stronę.

- To już wiem - dodała po chwili.

- Emma, przepraszam...

- I co mi z twoich przeprosin?! Za chwilę znowu znajdziesz sobie jakąś zdzirę, a ja będę musiała na to patrzeć i nic nie będę mogła zrobić!

- Nie znajdę, Emma... - Adam patrzył zszokowany na brunetkę. - Emma, nie znajdę innej, bo nie chcę innej. Będąc z Jen zrozumiałem, że liczysz się tylko ty.

- To czemu dalej z nią byłeś?

- Bo bałem się, że nie będziesz mnie chciała.

- Hahaha, przez tyle cholernych lat się o ciebie starałam, a ty mi mówisz, że ja bym cię nie chciała?!

- Emma... - Adam podszedł do niej i ujął jej twarz w dłonie. - Przeszłość już była, nie ważne co było wcześniej, liczysz się tylko ty i nikt inny.

         Przez chwile wpatrywali się w siebie jak zaczarowani, a ja tylko czekałam, aż Emma przyłoży temu kretynowi w twarz. Tak się jednak nie stało. Stało się coś zupełnie odwrotnego - pocałowali się.

- No w końcu! - krzyknęłam, zwracając tym samym ich uwagę. Oboje się roześmiali.

niedziela, 29 marca 2015

12

                Siedzieliśmy w salonie całą trójką. Emma i Adam utrzymywali między sobą jakiś dziwny dystans i, choć starali zachowywać się normalnie, wiedziałam, że coś się stało.

- Poznałaś kogoś ciekawego?  - zapytała brunetka uśmiechając się lekko.

- Och, kilka osób się nawinęło - odparłam, przyjmując wygodniejszą pozycję. Rodziców znów nie było w domu, więc nikt nam nie przeszkadzał.

- A konkretniej? - zapytała zaciekawiona. Odetchnęłam głośno i zaczęłam powoli opisywać każdą nowo poznaną osobę, pomijając przy tym Travisa.

- No i był ktoś jeszcze - dodałam, przygryzając wargę i patrząc na Emmę i Adama.

- Taak? - brat spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Taak - powiedziałam uśmiechając się. - No więc, nazywa się Travis.

- Podejrzane imię - skomentował Adam, patrząc na mnie spod przymrużonych oczu.

- Jak masz tak komentować to ja sobie idę - powiedziałam wstając.

- Stój, stój, stój - wyrwał się od razu brat, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc z powrotem na kanapę. - Muszę wiedzieć kogo się spodziewać - roześmiał się.

- Teraz to spadaj - powiedziałam, wytykając język. Założyłam ręce na piersi i posłałam Emmie minę typu "opowiem ci, jak będziemy same". Przyjaciółka jedyne uśmiechnęła się i kiwnęła nieznacznie głową.

- Znowu rozmawiacie bez gadania? - Adam spojrzał na nas przerażony.

- Być może - odparłam tajemniczo.

- Ech, nie wygram tego. Zostawiam was, mam nadzieję, że nie zrobiłaś nic głupiego w tym Londynie - powiedział wstając. - Pogadamy potem.

- Paa - rzuciłam, rozkładając się na kanapie. Przygryzłam wargę i spojrzałam niepewnie na Emmę. Teraz będę musiała opowiedzieć jej wszystko, co było związane z Travisem i zupełnie nie wiedziałam jak na to zareaguje.

- Opowiadaj - powiedziała szczerze zaciekawiona. Westchnęłam i opowiedziałam jej całą historię z Travisem, jak się poznaliśmy i jak zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Pominęłam fakt jego przeszłości, to zostaje między nami. - Czyli jesteście razem? - zapytała, kiedy skończyłam opowiadać.

- Tego nie powiedziałam - odparłam, wzruszając ramionami.

- Jak to? Ale się całowaliście i w ogóle - zdziwiła się brunetka.

- Żadne z nas nic nie mówiło o stałym związku. Może później, kiedy już na stałe będziemy w Londynie - powiedziałam, bawiąc się frędzlem od poduszki. - Nie wiem czy jestem gotowa na związek po tym wszystkim.

- Nie możesz żyć przeszłością - powiedziała spokojnie. - James skopałby mi tyłek gdyby wiedział, że pozwalam ci się tyle dołować - dodała z lekkim uśmiechem.

- Ale nie skopie - powiedziałam cicho. - A teraz ty opowiadaj co się stało między tobą a Adamem.

- Nic takiego - odparła uciekając wzrokiem  bok.

- Jak ty mi nie powiesz to wyciągnę to z niego choćby siłą - zagroziłam, wbijając w nią wzrok.

- Ech, no dobrze - odparła zrezygnowana i zaczęła opowiadać.


             *Emma*

           Po odczytaniu esemesa zerwałam się na równe nogi i, łapiąc w pośpiechu bluzę, wybiegałam z domu. Adam zerwał z Jennifer i mnie potrzebował - takie myśli ciągle kołatały w mojej głowie. Na chwilę przerwałam bieg, bo uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia, gdzie mam spotkać Adama. Napisałam do niego esemesa i po kilkunastu sekundach otrzymałam odpowiedź: "Na wzgórzu za miastem." Szybko zmieniłam kierunek biegu i ruszyłam na miejsce. W tamtym momencie cieszyłam się, że dużo biegałam, kiedy chodziłam do szkoły. Jak raz ten sport przydał mi się w życiu. Po około piętnastu minutach byłam na miejscu. Znajdowałam się na skraju miasta, na wzniesieniu, z którego był widok na całe miasteczko. Od razu zauważyłam Adama, więc zwolniłam kroku próbując uspokoić oddech. 

- Adam? - złapałam go za ramię i usiadłam na kamieniu obok niego. 

- Dzięki, że przyszłaś - powiedział i upił łyk piwa z butelki, która stała obok niego. Musiał ich wypić już kilka bo pachniał alkoholem. 

- Co się stało? - zapytałam, przygryzając wargę. 

- Zrozumiałem to, co Emily mówiła mi od zawsze. Ona mnie ograniczała, nie mogłem zrobić bez niej kroku, bo robiła o wszystko awanturę, nie mogłem tak dłużej - wyjaśnił i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.

- Widocznie tak miało być - odparłam, kładąc mu rękę na ramieniu. - Z czasem będzie lepiej, zobaczysz.

- Jak ty to robisz? - zapytał, patrząc przed siebie.

- Co takiego? - zapytałam.

- Zawsze jesteś silna, pomagasz wszystkim, a najbardziej Emily. Bez ciebie ona całkiem by się załamała, nawet ja nie potrafiłem jej pomóc, tylko dzięki tobie się jakoś trzyma - wytłumaczył.

- Emily to moja najlepsza przyjaciółka, nie mogłabym jej zostawić w takiej chwili. Ona też nie raz mi pomagała - odparłam spokojnie. 

- Cieszę się, że tu jesteś - oznajmił Adam, opierając głowę o moje kolana. - Czemu wcześniej tego nie zauważyłem? To ty zawsze byłaś najważniejsza, dlatego Jen się wkurzała, bo nie mogła się równać z tobą - powiedział nagle, spoglądając na mnie. 

- Adam, co ty gadasz, jesteś pijany - zmieszałam się. Tyle czasu czekałam by usłyszeć te słowa, ale ne tak, nie kiedy był pod wpływem alkoholu. 


*Emily*
        - Potem odprowadziłam go do domu i od tamtej pory mnie unika - zakończyła swoją wypowiedź Emma. Cały czas uparcie patrzyła w okno, wiedziałam, że powstrzymywała łzy. Zszokowana podniosłam się i przytuliłam przyjaciółkę.

- Matko, mój brat to kompletny palant - mruknęłam, głaszcząc ją po plecach. Przesiedziałyśmy tak jeszcze kilka godzin, a kiedy zaczęło się ściemniać Emma stwierdziła, że powinna jednak wracać do domu i dać mi odpocząć. Od razu postanowiłam ją odprowadzić, chciałam jeszcze dziś odwiedzić jedno miejsce. 

         Kiedy Emma była już bezpiecznie odstawiona do domu ja skierowałam swoje kroki w stronę cmentarza. Ne byłam tam od czasu pogrzebu James'a. Niepewnym krokiem przemierzałam alejki nagrobków wzrokiem sunąc po nazwiskach osób spoczywających w tamtych miejscach. Drogę do grobu mojego przyjaciela mogłabym pokonać nawet z zamkniętymi oczami, mimo, że byłam tam tylko raz. Stanęłam przed miejscem spoczynku James'a i przez chwilę tępo wpatrywałam się w płytę nagrobną. Nadal nie docierało do mnie to, że jego już nie ma. Zacisnęłam wargi w wąską linię i starałam się nie rozpłakać. Postawiłam na grobie znicz, który kupiłam przed wejściem na cmentarz i otworzyłam go. Z tylnej kieszeni jeansów wyciągnęłam zapalniczkę i drżącymi dłońmi starałam się odpalić znicz. Po kilku próbach udało mi się. Dopiero wtedy odważyłam się podnieść wzrok na napisy, które oznajmiały, kto leży w danym miejscu. Żal ścisnął moje serce, kiedy litery ułożyły się w James McLevis. Łzy mimowolne zaczęły spływać mi po policzkach, tak bardzo mi go brakowało. Osunęłam się na ziemię i oplotłam ramionami kolana podciągając je pd brodę. 

        Kiedy się uspokoiłam zaczęłam opowiadać o moim wyjeździe, tak, jakby James był obok. Wiedziałam, że cieszyłby się razem ze mną. Napewno nie chciałby, żebym pogrążyła się w żałobie na dobre. Zawsze powtarzał, że życie mamy jedno i ne wart marnować go na smutki. W tamtym momencie chciałabym go przytulić, dotknąć, cokolwiek, jednak wiedziałam, że to niemożliwe. 


"Pozostawił pustkę i niezliczoną ilość wspomnień. Nawet nie wiem czy mam na co czekać. Nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek wróci. Snuje się bez sensu i odliczam każdą minutę. Do końca dnia... Mówią że z dnia na dzień ma być coraz lepiej. Tylko jeszcze nocy się boję. Wtedy dopada taki smutek i strach. Czasem nawet bez powodu. I człowiek tak siedząc sam ze sobą w kompletnej ciszy siebie znieść nie potrafi. I nie wie co ma zrobić... Co ma zrobić żeby to minęło. " 

____________________
Takie krótkie cuś bo mnie naweniło. Pomalutku zbliżamy się do końcaaa! 
Pozdrawam ;*

wtorek, 3 marca 2015

11

                    Siedziałam na kanapie w mieszkaniu Luke'a obok Dani, która wesoło nawijała o ostatnim wieczorze jaki spędziła z Maxem. Słuchałam jej jedynie połowicznie. W głowie wciąż siedziało mi to, że już jutro wyjeżdżam stąd. Zdążyłam już przywiązać się do tych ludzi, ale mimo to wciąż brakowało mi mojej Emmy i Adama, od którego nie miałam wieści od kilku dni, co nieco mnie martwiło. Dowiedziałam się, że w końcu zerwał z Jen. Wiedziałam, że mimo tego jaka ona nie była, to kochał ją i podjęcie tej decyzji było na pewno bardzo trudne. Przygryzłam wargę i rozejrzałam się po pokoju. Byli tu wszyscy prócz Travisa i to mnie nieco zmartwiło. Odkąd Molly powiedziała mi co nieco o jego przeszłości zupełnie inaczej patrzyłam na niego. Od początku był dla mnie bardzo miły i nie spodziewałam się, że miał tak ciemną przeszłość. Moje rozmyślania przerwał trzask zamykanych drzwi. Od razu skierowałam wzrok w stronę wejścia do pokoju, w którym stanął Travis z rozciętą wargą i krwią sączącą się z nosa.

- Wybaczcie spóźnienie, miałem małe komplikacje po drodze - powiedział uśmiechając się lekko.

- Stary, co ty żeś robił? - zapytał Josh patrząc na niego z uniesionymi brwiami.

- Drobne komplikacje, mówiłem - odparł wymijająco. Zerwałam się z miejsca i pociągnęłam bruneta do łazienki.

- Apteczka jest w szafce nad pralką - usłyszałam za sobą krzyk Luke'a.

- Jak to się stało? - zapytałam zamykając za sobą drzwi. - Nie mów, że to jakieś komplikacje! - przerwałam mu kiedy otworzył usta.

- Ech, to tylko starzy znajomi - powiedział wymijająco. Zaczęłam szperać we wskazanej przez blondyna szafce w poszukiwaniu apteczki. Kiedy już ja znalazłam odwróciłam się w stronę siedzącego na krawędzi wanny Travisa.

- Ciekawi znajomi - mruknęłam szukając czegoś czym mogłabym doprowadzić bruneta do porządku. Nie skomentował mojej wypowiedzi, więc spojrzałam na niego wyczekująco, tak jak robiła to moja mama kiedy byłam młodsza i coś przeskrobałam, a ona liczyła, że sama się do tego przyznam.

- Nie patrz jak na mnie - jęknął patrząc mi w oczy.

- To powiedz mi o co chodzi - odparłam przykładając mu do twarzy wacik z wodą utlenioną.

- Muszę? - zapytał.

- Tak. Nie chcę wracać do domu i zamartwiać się o ciebie - powiedziałam przesuwając wzrokiem po jego twarzy i lokując go na jego oczach.

- Martwiłabyś się? - zapytał uśmiechając się zadziornie.

- To chyba oczywiste - mruknęłam.

- No dobra - powiedział niechętnie i złapał mnie za nadgarstek po czym odsunął moją dłoń od swojej twarzy. - Tylko obiecaj, że to zostanie między nami.

- Obiecuje - powiedziałam i usiadłam obok niego.

- Kiedyś, jeszcze zanim poznałem Josha i resztę, trzymałem się z dość nieciekawymi ludźmi. Zajmowali się głównie handlowaniem narkotyków, nie wciągali mnie w to, ale kiedy skończyłem szkołę i nie mogłem znaleźć pracy, za którą mógłbym utrzymać siebie i ojca sam postanowiłem się do nich przyłączyć. Raz trafiłem na klientów, którzy nie zapłacili za towar, więc automatycznie to ja byłem winien szefowi kasę, a to było oczywiste, że jej nie miałem. Jakoś udało mi się od nich odejść, obiecałem, że ich nie wydam, więc dali mi więcej czasu na zebranie kasy, a teraz domagają się spłaty długu - wyjaśnił nie patrząc na mnie, swój wzrok wbił w swoje dłonie, które co chwila nerwowo splatał i rozplatał.

- Kurczę, to naprawdę beznadziejna sytuacja - powiedziałam po dłuższej chwili przygryzając wargę. - A ojciec? On nie może ci pomóc? - zapytałam po kolejnej chwili milczenia. Travis jedynie parsknął.

- On sam ledwo się utrzymuje. Jest uzależniony od alkoholu i praktycznie wszystko co ma wydaje na wódkę - odparł cicho.

- Och, przepraszam - mruknęłam nieco speszona.

- Nie przepraszaj, nie wiedziałaś - w końcu przeniósł swój wzrok na mnie i uśmiechnął się lekko.

- Ja ci pomogę - dodałam pewnie po chwili.

- Co? Emily, no co ty, dam sobie sam radę - zaprzeczył natychmiast.

- Już za długo byłeś z tym sam. Pozwól sobie pomóc. Mam swoje oszczędności, planuję gdzieś dorabiać, więc razem jakoś damy radę - oznajmiłam łapiąc go za rękę.

- Emily, nie - znów zaprzeczał.

- Travis, proszę cię, nie zostawię cię teraz samego - oznajmiłam tonem nie znoszącym sprzeciwu i ponownie wstałam, jakbym chciała zakomunikować tym, że kończę naszą dyskusję. Brunet jedynie zaśmiał się cicho kręcąc głową. Wyrzuciłam zakrwawiony wacik, który ciągle trzymałam w dłoni do umywalki i namoczyłam kolejny, by dokończyć opatrywanie obrażeń chłopaka.

- Emily - odezwał się Travis, a ja odwróciłam się w jego stronę. - Dziękuję. - Chciałam mu odpowiedzieć, że nie ma za co, ale wtedy on położył dłonie na moich biodrach i przysunął mnie do siebie. Przez cały czas nie odrywał wzroku od moich oczu, nawet wtedy gdy jego twarz przysunęła się niebezpiecznie blisko mojej. Złączył nasze usta w delikatnym pocałunku, jakby bał się, że za chwilę go odepchnę i ucieknę. Ale tak się nie stało, coś w głębi mnie powtarzało, że zostanie tu będzie najlepszym wyborem. Moje serce porwało się do biegu jak spuszczone ze smyczy. Przysunęłam się jeszcze bliżej niego i splotłam ręce za jego karkiem odrzucając gdzieś w bok wacik. Pogłębił pocałunek i zmniejszył dzielącą nas odległość praktycznie do zera. Nie czułam, żeby to, co robię było nieodpowiednie. Może Travis był mi przeznaczony? Może to wszystko musiało się stać, abym mogła go poznać? Przerwaliśmy pocałunek, kiedy ktoś zapukał do drzwi.

- Żyjecie tam? - usłyszałam głos Molly dochodzący zza drzwi.

- Tak, tak - odparłam szybko. Travis cały czas obejmował mnie w talii, a moje ręce wciąż były splecione na jego szyi. Po kilku sekundach usłyszeliśmy kliknięcie, które oznajmiało otwieranie się drzwi i ujrzeliśmy Molly, która nieco się zdziwiła widząc nas w takiej pozycji,

- Przeszkadzam - stwierdziła nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić.

- Tylko troszkę - powiedział Travis śmiejąc się.

- Okej, wychodzę, tylko nie przesadźcie, nie będę się tłumaczyła twoim rodzicom jak zajdziesz w ciąże! - zagroziła mi celując we mnie palcem. Oboje parsknęliśmy śmiechem.

- Okej, dzięki za wsparcie - zawołałam za nią, kiedy już zamknęła drzwi. Uśmiechnęłam się lekko do Travisa i powiedziałam - Lepiej się zbierajmy, bo na serio sobie coś pomyślą.

- Słusznie - przyznał mi rację i wstał z miejsca. Zebrałam porozrzucane waciki, a brunet w tym czasie schował apteczkę. Kiedy złapałam za klamkę chcąc opuścić łazienkę Travis złapał mnie za nadgarstek i obrócił tak, że opierałam się plecami o drzwi po czym zatopił swoje usta w moich. - Nie mogłem się powstrzymać - powiedział, uśmiechając się łobuzersko. Uśmiechnęłam się jedynie i opuściliśmy pomieszczenie.


                            Wracaliśmy właśnie ze spaceru, na który postanowiliśmy się wybrać wspólnie z Travisem. Skoro już coś się między nami konkretnego zadziało uznaliśmy, że ten wieczór możemy spędzić tylko we dwoje spacerując wzdłuż Tamizy. Brunet odprowadził mnie pod samą klatkę, ale żadnemu z nas nie uśmiechało się rozstawać. Kiedy znaleźliśmy się pod blokiem usiadłam na barierkach, a Travis oparł się o nie łokciami  i wbił wzrok w coś przed nami.

- Musisz już wyjeżdżać? - zapytał z miną zbitego psiaka.

- Nie mogę cały czas siedzieć Molly na głowie, poza tym niedługo się tu przeprowadzę, więc chyba jakoś dasz radę - powiedziałam uśmiechając się lekko. Poczułam kolejny chłodny podmuch wiatru tego wieczoru. Kiedy byliśmy nad rzeką Travis zauważył, że zrobiło się chłodniej, więc od razu oddał mi swoją bluzę która była bardzo ciepła. Przygryzłam wargę i spojrzałam na bruneta. Będę za nim tęsknić i to bardzo. Bez słowa odepchnął się od barierki i podszedł do mnie obejmując moje ciało ramionami. Wtuliłam się w niego bez słowa. Od razu moje zmysły zarejestrowały zapach jego perfum, które bardzo przypominały te, których używał James. Znów poczułam ścisk w sercu i mocniej przytuliłam Travisa.

- Wszystko okej? - zapytał czując mój uścisk.

- Tak, wszystko w porządku - odparłam uśmiechając się lekko.


                           Staliśmy na dworcu czekając na mój pociąg. Travis cały czas stał za mną i mnie obejmował, jakby chciał jak najdłużej zatrzymać mnie przy sobie.

- Matko, ten czas tak szybko zleciał - powiedziała siedząca na mojej walizce Molly.

- Noo, strasznie - odparłam opierając się lekko o bruneta. - Teraz wy mnie odwiedźcie - dodałam po chwili.

- No jasne, że cię odwiedzimy - powiedziała radośnie ruda. Uśmiechnęłam się do niej i uniosłam głowę tak by spojrzeć na Travisa, ale ten cały czas wpatrywał się w miejsce, z którego miał nadjechać mój pociąg. Położyłam dłoń na jego splecionych na wysokości mojego brzucha i westchnęłam lekko. Kilka minut później środek transportu nadjechał, a ja poczułam żal w sercu. Szkoda mi było ich zostawiać. Molly od razu wstała z walizki i wyrwała mnie z uścisku Travisa przytulając do siebie.

- Będę tęsknić- powiedziała smutno.

- Ej, przecież niedługo się zobaczymy - pocieszyłam ją odsuwając się nieco. Uśmiechnęłam się jeszcze do niej i odwróciłam się w stronę Travisa. Od razu wpadłam mu w ramiona, a nasze usta bez problemu odnalazły drogę do siebie. Kiedy pociąg stanął przed nami odsunęliśmy się od siebie i wymieniliśmy jedynie tęskne spojrzenia po czym odeszłam do pojazdu. Zajęłam miejsce w jednym z pustych przedziałów i spojrzałam przez okno na dwójkę, którą właśnie opuściłam. Czas wracać do domu - pomyślałam i pomachałam im, kiedy pociąg ruszył.

                            Podciągnęłam nogi pod brodę i wpatrywałam się w widoki za oknem. Jeszcze jakiś czas temu jechałam w przeciwną stronę chcąc zapomnieć o wszystkim, a teraz kiedy wracałam czułam, że większość spraw w mojej głowie się poukładało. Miałam wrażenie, że dzięki Travisowi jakoś udało mi się wyrzucić z siebie część smutku po stracie Jamesa. Oczywiście nie zapomniałam o nim, bo to było niemożliwe. Westchnęłam i objęłam kolana ramionami. Miałam mieszane uczucia względem mojego powrotu do domu. Z jednej strony cieszyłam się, że znów zobaczę Emmę i Adama, ale z drugiej już tęskniłam za nowymi znajomymi z Londynu. Czemu wszyscy nie mogliśmy mieszkać w jednym mieście? Byłoby dużo łatwiej.


                            Wysiadłam z pociągu ciągnąc za sobą walizkę, która była dużo cięższa niż kiedy wyjeżdżałam. Od razu zaczęłam się rozglądać za znajomymi twarzami. Moje usta od razu wygięły się w szerokim uśmiechu, kiedy zobaczyłam Emmę machającą do mnie. Od razu puściłam się biegiem w jej stronę. Rzuciłyśmy się sobie w ramiona i żadna nie myślała o tym, żeby puścić. Dopiero teraz poczułam jak bardzo mi jej brakowało.

- Matko, nawet nie wiesz jak ja się za tobą stęskniłam! - pisnęła mi do ucha przyjaciółka. W odpowiedzi jedynie mocniej ją przytuliłam.

- Udusisz ją - usłyszałam po kilku minutach lekki śmiech mojego brata. Oderwałam się od Emmy i rzuciłam na  szyję Adama. Z racji tego, że mój brat był sporo wyższy ode mnie musiałam się mocno wyciągnąć, żeby objąć go za szyję.

                            Wszyscy z szerokimi uśmiechami podążyliśmy do samochodu Adama. Emma już zadeklarowała się, że zostaje na noc i muszę jej wszystko opowiedzieć, a było co opowiadać. Przez całą drogę rozmawialiśmy na temat tego co działo się kiedy mnie nie było. Zakodowałam sobie w głowie, że muszę potem wypytać Adama o Jen, bo żadne z nich nie poruszyło tego tematu, co było nieco podejrzane.

______________________
Szemankoo! :D Ostatnio mnie naszła w końcu wena i napisałam! Nie, nie zapomniałam o tym blogu. Nie, nie porzuciłam go. Po prostu miałam lekki zanik weny (nothing new). No więc zamiast uczyć się na jakże ważną kartkówkę z niemieckiego (spokojnie, mam ściągi) piszę rozdział, ale co taam! :D
Mam do was małą prośbę - jeśli to czytacie zostawcie jakikolwiek komentarz, żebym wiedziała, że nie pisze sama do siebie :)
Pozdrawiam :*
Btw. Widzicie ten SUPERMEGAZAJEBIŚCIECUDNY szablon? <3

sobota, 17 stycznia 2015

10

           
                   Spędziłam z Travisem całkiem miło czas. Okazał się świetnym rozmówcą. Czas przy nim leciał niemiłosiernie szybko i w świetnej atmosferze. O dziwo czułam się w jego towarzystwie całkiem swobodnie i mojej głowy nie zaprzątały niechciane myśli. Kiedy siedzieliśmy obok siebie i oglądaliśmy jakiś film na jego laptopie usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Od razu poderwałam się z mojej półleżącej pozycji i zaczęłam nerwowo rozglądać się za urządzeniem. Nie używałam go dzisiaj w ogóle i nawet nie pamiętała, gdzie zostawiłam go poprzedniej nocy,
- W torebce, na przedpokoju, na półce - powiedział spokojnie Travis, śmiejąc się pod nosem. Od razu pędem ruszyłam we wskazane miejsce. Oczywiście musiałam się po drodze potknąć o kabel od ładowarki od laptopa. Na szczęście w porę złapałam się futryny i moja twarz uniknęła bliskiego kontaktu z podłogą. Kilka sekund później stałam koło małej półeczki wiszącej na przedpokoju i grzebałam w mojej torebce. Jakim cudem upchałam tam tyle niepotrzebnych pierdół?! W końcu dokopałam się do mojego telefonu i z czułością przytuliłam go. Oparłam się o ścianę i odblokowałam urządzenie przejeżdżając palcem po ekranie. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy był SMS od Molly.


Nie żebym ci matkowała, czy coś, ale nie ma cię pół dnia i tak troszkę się martwię. I pamiętaj, nie chcę zostać ciocią w tym wieku!

   Zaśmiałam się pod nosem czytając treść wiadomości. 
- Czyżby Molly się martwiła? - zaśmiał się Travis, stając obok mnie i zaglądając mi przez ramię. 
- Dokładnie. W ogóle, która jest godzina? - zapytałam znienacka, zupełnie zapominając o tym, że mam w dłoni telefon, w którym mogłabym to sprawdzić. Travis był chyba bardziej ogarnięty niż ja, bo odblokował trzymane przeze mnie urządzenie i spojrzał na mnie. 
- O właśnie ta - zaśmiał się i odsunął troszkę dalej. Fakt, odległość między nami w tamtym momencie wynosiła zaledwie kilka milimetrów. Przygryzłam wargę i spojrzałam na telefon. Było już sporo po szesnastej. - O matko, ale się zasiedziałam! 
- Faktycznie, troszkę - odparł po chwili szatyn.- Odprowadzę cię. Jeśli chcesz, oczywiście.
- Jasne - odpowiedziałam z uśmiechem. Wracanie samej byłoby nierozsądne, głównie z racji tego, że nie wiedziałam gdzie jestem. Travis szybko się zebrał, więc i ja narzuciłam na siebie swoją kurtkę i założyłam buty. A jak ja w nich dojdę, bo Bóg wie ile będziemy szli, to pozostanie tajemnicą. Nigdy nie przepadałam za szpilkami, nie żebym nie umiała w nich chodzić, bo umiałam i to całkiem nieźle. Jakieś dwa lata temu napadła mnie faza na te buty i chodziłam w nich praktycznie non stop dopóki mi nie zbrzydły. Teraz zakładałam je jedynie okazjonalnie, na imprezy czy jakieś większe wyjścia i chyba już odzwyczaiłam się w nich chodzić gdzieś na dłuższą metę. Po chwili oboje byliśmy gotowi do wyjścia. 


*pół godziny później*

           Droga okazała się być naprawdę długa, a my, oczywiście bardzo mądrze, postanowiliśmy się przejść. Mimo wszystko droga okazała się być bardzo przyjemna. Nawet nie zauważyłam kiedy większość już przeszliśmy i zaczęliśmy iść w kierunku, który mniej więcej kojarzyłam. Starałam się przez całą drogę jak najwięcej rozglądać, by zapamiętać jak najwięcej z tej "wycieczki". W pewnym momencie do moich nozdrzy dotarł drażniący zapach dymu tytoniowego. Obróciłam się w stronę Travisa, który jak gdyby nigdy nic szedł obok z papierosem w ustach. Zupełnie zapomniała o jego nałogu. Odchrząknęłam, co zwróciło jego uwagę. 
- No co? - zapytał, unosząc brew i wyjmując papierosa spomiędzy warg. 
- Musisz? - zapytałam, wskazując głową na fajka. 
- Nie sądziłem, że ci to przeszkadza - powiedział, dopalając go do końca. Potem rzucił niedopałek na chodnik i przygniótł czubkiem buta. Powiedziałam tylko bezgłośne dziękuję i ruszyliśmy dalej. Przeszliśmy może kilka metrów, kiedy zza rogu usłyszeliśmy głos, który krzyknął:
- Siema, Travis! - Automatycznie spojrzeliśmy na siebie, a potem na miejsce, z którego usłyszeliśmy głos. Kiedy właściciel owego głosu wyłonił się zza rogu mina szatyna od razu zmieniła się w lekki uśmiech. Czyli go znał, nie było tak źle.
- Cześć, Chris - przywitał się.
- Dawno się nie widzieliśmy - zaczął temat nowo przybyły. Od razu zmierzyłam go wzorkiem. Krótko ścięte blond włosy, bystre niebieskie oczy, wąskie usta wygięte miał w złośliwym uśmieszku. Była bardzo wysoki i dobrze zbudowany, nie, to mało powiedziane, on był typowo napakowany i przez to cholernie mnie przerażał. Nie zwracałam uwagi na to o czym rozmawiali, jedynie modliłam się w duchu żeby już przestali i żebyśmy stąd poszli. Ten koleś na prawdę mnie przerażał.
- Twoja dziewczyna? - zapytał w pewny momencie, wskazując głową na mnie. Natychmiast się spięłam, a moje serce zaczęło mocniej bić. W filmach takie rzeczy nigdy nie kończyły się dobrze.
- Koleżanka - odparł Travis.
- Ładna - skomentował od razu, przyglądając mi się. Zrobił krok w moją stronę, a ja natychmiast cofnęłam się do tyłu i schowałam lekko za szatyna.
- Łapy z daleka - warknęłam przez zaciśnięte zęby. Chris od razu cofnął się unosząc dłonie do góry.
- Pogadamy kiedy indziej - rzucił do Travisa i odszedł jak gdyby nigdy nic. Szatyn spojrzał na mnie unosząc brew,  a ja tylko wzruszyłam ramionami.


*Piętnaście minut później*

               Molly rzuciła mi się w ramiona od razu po tym, jak przekroczyłam próg mieszkania. 
- Ja już pójdę -powiedział Travis stojący za mną. Zaśmiał się z reakcji rudej na mój powrót. - Chyba nie sądziłaś, że zrobię jej krzywdę? 
- A tylko byś spróbował! - pogroziła mu, starając się zachować poważna minę, ale średnio jej wyszło i po chwili wszyscy wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. - Ale ciocią nie będę, nie? - zapytała całkiem poważnie, patrząc to na mnie to na Travisa.
- Za kogo ty mnie masz?! - udałam oburzoną i szturchnęłam ją w ramię. Znowu się zaśmialiśmy.
- Serio idę, mam jeszcze coś do załatwienia - odezwał się szatyn. - Cześć dziewczyny.
- Cześć - odpowiedziałyśmy mu równocześnie.
- Dasz mi się ogarnąć? - zapytałam Molly, która wciąż mnie przytulała.
- A, tak, jasne.- Odsunęła się ode mnie i pozwoliła mi odejść. Od razu poszłam do pokoju, który obecnie zajmowałam i odszukałam jakiś wygodnych ubrań. Padło na czarne legginsy i biały t-shirt z napisem. Do tego dołożyłam czystą bieliznę i udałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i ogólnie się odświeżyłam. Wykąpana i przebrana dołączyłam do Molly, która siedziała na kanapie w salonie i oglądała telewizję. Rzuciłam się na wolną przestrzeń obok niej i wspólnie zaczęłyśmy szukać czegoś ciekawego do obejrzenia.
- Jakim cudem znalazłaś się u Travisa? - zapytała nagle, patrząc na mnie.
- Wiesz, no, tak wyszło - odparłam.
- To znaczy? - drążyła temat.
- Nie wiem, no! Troszkę za dużo wypiłam i nie pamiętam - jęknęłam, chowając twarz w poduszce.
- Troszkę? - Molly bywała upierdliwa.
- No nie wiem! - wymamrotałam. - Po kilku drinkach straciłam rachubę. Musiałam jakoś odreagować, no wiesz...
- Rozumiem - odparła i poklepała mnie po plecach. - Nie znam Travisa zbyt dobrze, dlatego wolałam się upewnić, czy wszystko okej.
- W całkowitym porządku - odpowiedziałam. - Travis jest fajnym gościem. Tylko ma nieciekawych znajomych.
- To znaczy?
- Spotkaliśmy jednego z jego znajomych, był całkiem przerażający i podejrzany.
- Travis też był taki na początku, kiedy Josh go do nas przyprowadził. Ale chyba przy nas znormalniał.
- Też był taki, to znaczy?
- Szemrane interesy, nieciekawe towarzystwo. Rozumiesz? Nie od początku był w porządku gościem.
- Nie wyglądał na takiego... No może troszkę.
- Sama widzisz, dlatego wolałam się upewnić.
Na tym zakończyłyśmy naszą rozmowę i do końca dnia wkręciłyśmy się w jakąś brazylijską telenowelę, której leciał akurat jakiś maraton.


                Stałam na moście, opierając się o barierkę i patrząc przed siebie na płynącą rzekę. Delikatny wiatr targał moje włosy i powiewał letnią sukienką. Czekałam na coś, a może na kogoś... W pewnym monecie mój wzrok powędrował w lewą stronę, a twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Moim oczom ukazał się roześmiany James, który zmierzał w moją stronę sprężystym krokiem. Oderwałam dłonie od barierki i jak w amoku podążyłam w jego stronę. Nie mogłam przestać się uśmiechać, wszystko od razu wydało się piękniejsze. Nie zwracałam uwagi na nic innego, prócz niego. W ułamku sekundy stał się centrum mojego świata. Kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się poczułam jak mięknął mi nogi, a serce przyspiesza swój rytm. Kiedy w końcu znaleźliśmy się blisko siebie wpadłam mu w ramiona wtulając twarz w jego tors. Do moich nozdrzy dotarł cudowny zapach jego perfum. Używał ich odkąd powiedziałam mu, jak bardzo mi się podobają. Czułam jego dłonie błądzące po moich plecach i co jakiś czas zahaczające o moje włosy. Odetchnęłam głęboko i odchyliłam głowę by spojrzeć na jego twarz. Uśmiechał się, a radosne iskierki tańczyły w jego oczach. Przygryzłam wargę i delektowałam się tą chwilą. Nagle poczułam jakby ktoś kopnął mnie z całej siły w brzuch, co sprawiło, że odleciałam kilka metrów dalej i upadłam na kolana. Nagle wszystkie odgłosy natury ucichły, a wokół zrobiło się niesamowicie ciemno. Uniosłam wzrok i spojrzałam przed siebie. James wciąż tam był, wciąż się uśmiechał, ale w jego oczach nie było już emocji. Były puste. Moi ciałem wstrząsnął dreszcz przerażenia. Podniosłam się z ziemi, nie odrywając wzorku od blondyna, który wyciągnął dłoń w moją stronę. Zrobiłam krok do przodu by ją ująć, ale wtedy on się po prostu rozpłynął. Krzyknęłam krótko i ponownie upadłam na kolana. 


                 Otworzyłam oczy i zamrugałam kilkakrotnie powiekami. Zupełnie nie wiedziałam, co mam myśleć. James przyśnił mi się dopiero pierwszy raz od tamtego dnia. Tak jakby to miało jakieś głębsze znaczenie. Może chodziło to, że to już czas zapomnieć o przeszłości? Że muszę zacząć żyć nowym życiem? Spróbować być szczęśliwą?


____________________
Siemaneczko! :D Znów mnie nie było dłuugo, ale nie mogłam znaleźć w sobie weny. Ten rozdział jest szczerze do bani. Miał być na 6 stycznia, kiedy to temu oto blogowi stuknął roczek! No niestety miałam napisany początek dwa dni przed, a kiedy miałam go dokończyć dzień przed to się rozchorowałam i nie miałam siły wstać z łóżka, no cóż. Potem nie było weny, była szkoła, bla bla bla... Odkryłam w sobie bardzo ciekawą rzecz, im bardziej jestem szczęśliwa tym mniej mam weny. Od wczoraj znów jestem samotnym wilkiem i od razu naszła mnie wena. W ogóle miłośc i związki są do kitu, przez to zrobiły się ze mnie takie ciepłe kluchy... Ale kumpel kazał mi być twardą jak żeli, czy coś, więc będę twarda! Boże, opiszę tu całe swoje życie, ale co tam. Czekałam rok żeby zejść się z moim "wymarzonym" chłopakiem, a jak to się stało to pobyliśmy miesiąc ido tego ja zerwałam i nie jest mi nawet smutno, ba, mam tak wyjebisty humor, że łojezu. Jestem pojebana, wiem! Jest 2:11, to dobry czas żeby iść spać!
Dobranoc! ;*
PS. Melodia ma dziś urodzinki, soł STO LAT KOCHANA ;*******

Obserwatorzy