sobota, 17 maja 2014

05


              Osunęłam się po ścianie ukrywając twarz w dłoniach. Lekarze od kilku minut walczyli o życie mojego przyjaciela. Serce waliło mi jak młotem, mój umysł co chwila wymyślał jak najgorsze scenariusze. Miałam ochotę choć na tę chwilę zapaść się pod ziemię i przeczekać te okropne chwile. Po chwili poczułam, że ktoś siada obok mnie i obejmuje moje drżące ciało silnym ramieniem. Przez chwilę miałam wrażenie, że to James, który zawsze tak robił, kiedy widział, że coś jest nie tak. W takich momentach nie musiał nic robić, zwykle po prostu milczał i był. Był przy mnie w najtrudniejszych chwilach, a teraz go zabrakło. Uniosłam wzrok na osobę siedząca obok i ujrzałam Adama. Przyznaję, zawiodłam się wtedy, kiedy nie zobaczyłam Jamesa. Mimo wszystko wtuliłam się w klatkę piersiową brata. Brat głaskał mnie po ramieniu i oparł policzek na czubku mojej głowy. Spojrzałam na resztę. Emma i Tony patrzyli na mnie ze współczuciem, a rodzice mojego przyjaciela wpatrywali się w małe okienko, z którego był widok na salę. Pewnie za wiele nie widzieli przez lekarzy i pielęgniarki, a;e mimo to stali tam próbując zachować spokój. Po kolejnych kilkunastu minutach z sali wyszedł lekarz. Od razu zerwałam się na równe nogi i spojrzałam na niego z nadzieją. On tyko pokręcił głową ze smutkiem i powiedział:
    - Niestety, zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, jednak się nie udało. Bardzo mi przykro. - Spojrzał na państwa McLevis ze współczuciem. Coś we mnie pękło. Uderzyłam plecami o ścianę i przejechałam dłonią po twarzy. Czułam jak rozpadałam się na miliony malutkich kawałków. Życie w jednym momencie się dla mnie skończyło. Nie wyobrażałam sobie świata bez Jamesa. Obiecywał, że nigdy mnie nie zostawi! Obiecywał! Wszystko się rozpadło w jednym momencie. Zaczęłam się trząść, nie miałam pojęcia co mam robić. Miałam ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie, ale nie potrafiłam. Wewnętrzny ból mnie otępiał, nie czułam nic prócz rozdzierającego serce bólu. Żadne dźwięki nie dochodziły od mnie, jakbym była tylko ja i moje myśli. Moje ciało, jakby nie słuchając umysłu, ruszyło prosto do sali. Zobaczyłam go i nie wytrzymałam. Tamy pękły, łzy pociekły po moich policzkach niczym wielkie wodospady. Na drżących nogach podeszłam do łóżka i usadowiłam się na podłodze. Złapałam jego dłoń i spojrzałam na twarz. Wyglądał jakby spał. Kciukiem kreśliłam małe kółka na jego zimnej skórze.
- Nigdy nie byłeś dobry w dotrzymywaniu obietnic - mruknęłam cicho, głos mi drżał. Głupio łudziłam się, że mi odpowie, że to wszystko był jedynie głupim, cholernym, strasznie popierdolonym snem! Ale nie, on nie odpowiedział, nawet nie otworzył oczu, już go nie było. Choć wciąż wierzyłam, że jeśli nie ciałem to duchem będzie ze mną już na zawsze. Drżącą dłonią dotknęłam jego policzka i pogładziłam go, możliwe, że to już ostatni raz. Po chwili do sali weszła pielęgniarka, mówiąc mi, że muszę już iść. Niechętnie podniosłam się i nachyliłam nad jego twarzą. Ostatni raz złożyłam na jego policzku pocałunek i cicho szepnęłam:
- Kocham cię - ostatnia łza popłynęła po moim policzku i wylądowała na jego bladych ustach. Wyszłam z sali, próbując utrzymać względną równowagę. Na korytarzu czekali na mnie Adam, Emma i Tony. Od razu wpadłam w ramiona przyjaciółki. Głaskała mnie po plecach i szeptała, że wszystko się ułoży.
- Chodźmy już - powiedziałam cicho. Nie chciałam tam być dłużej, to sprawiało zbyt dużo bólu. Żadne z nas się nie odzywało.

                     Razem z Adamem i Emmą wsiadłam do samochodu mojego brata. Usiadłam z tyłu i oparłam czoło o zimną szybę. Pustym wzrokiem wpatrywałam się w zmieniające się obrazy. Czułam jakby ktoś wyrwał mi serce, rzucił nim o ziemię, podeptał i z powrotem schował w mojej klatce piersiowej. Przymknęłam powieki i odetchnęłam głęboko. Musiałam być silna. Nie dla siebie, dla Jamesa.

*Emma*

                 Patrzyłam na Emily ze współczuciem. James nigdy nie był mi tak bliski jak jej, dlatego nie odczuwałam tego, co moja przyjaciółka. Miałam ochotę usiąść obok niej i jakoś pocieszyć, ale wiem, że pogorszyłabym jedynie sytuację. Ona był silna, a przynajmniej taką swoją stronę pokazywała wszystkim wokół,  ja w głębi duszy wiedziałam, że jest w rozsypce. Po jej bladym policzku spłynęła pojedyncza łza, którą natychmiast starła. Zagryzłam wargę i spojrzałam na Adama. Widziałam jak kątem oka spoglądał na swoją siostrę w lusterku. Zaciskał palce na kierownicy, zawsze to robił kiedy się martwił, a w szczególności o Emily. Był przykładem idealnego brata, zawsze się o nią troszczył, a odkąd ich rodzice zaczęli wyjeżdżać do Londynu, dbał o nią jak o nikogo innego. Zawsze była jego malutką siostrzyczką, której trzeba było pilnować na każdym kroku. Westchnęłam i spojrzałam za okno, zastanawiając się jak mogłabym pomóc Emily.


*kilka godzin później*

                        Siedziałam na parapecie wpatrując się w przestrzeń przede mną. Jeszcze nie do końca wierzyłam, w to co się stało. Miałam wrażenie, że to był jedynie zły sen, jednak okropny ból w klatce piersiowej uświadamiał mnie, że to było prawda. Oparłam czoło o szybę i zagryzłam wargę hamując kolejny potok łez. Odgarnęłam niesforny kosmyk włosów, który opadał mi na oczy i skierowałam swój wzrok na pobliski plac zabaw oświetlany przez kilka latarni. To właśnie tam poznałam Jamesa. Mieliśmy cztery może pięć lat.

                    Ciepły sierpniowy dzień pomału dobiegał końca. Mała dziewczynka o ciemnych włosach siedziała samotnie w piaskownicy i ustawiała babki z piasku. Z niewielkiej odległości, już od dłuższego czasu, przyglądał jej się chłopiec mniej więcej w jej wieku. Był bardzo ciekawy dlaczego jego rówieśniczka bawiła się sama, więc podszedł do niej. Usiadł obok niej, a ona tylko spojrzała na niego zaskoczona. 
- Jestem James - przywitał się, wyciągając do niej rękę. Uścisnęła ją dość niepewnie i uśmiechnęła się leciutko. 
- Emily. 
Od tamtej chwili byli nierozłączni, już jako dzieci nie widzieli świata poza sobą.

                    Samotna łza spłynęła po moim policzku, a za nią kolejna i kolejna. Po chwili już zanosiłam się płaczem, obraz mi się zamazał. Wszystkie wspomnienia wróciły. Coś znów ścisnęło moje serce. Kilka minut później do pokoju wszedł Adam z kubkiem gorącej herbaty. Spojrzałam na niego wycierając łzy. Odstawił kubek na biurko i usiadł  na łóżku. Automatycznie zeskoczyłam z parapetu i zajęłam miejsce obok niego.
- Dzwoniłem do rodziców - zaczął niepewnie. - Wracają dziś wieczorem. - Z jednej strony się cieszyłam, że znów ich zobaczę, bo w domu bywają coraz rzadziej Jednak z drugiej strony pewnie wynikną z tego jakieś nowe kłótnie pomiędzy mną a mamą. Zawsze się sprzeczałyśmy, choćby o najmniejsze drobnostki i żadna nie chciała ustąpić. Jednak miałam nadzieję, że tym razem ich pobyt tutaj będzie spokojny, nie miałam sił na żadne kłótnie. Brat spojrzał na mnie ze współczuciem i objął ramieniem.
- Wszystko się ułoży - powiedział spokojnie i po chwili dodał - z czasem...
- Nigdy go nie zapomnę - szepnęłam, przez łzy.
- Wiem - odparł. - Ale musisz nauczyć się z tym żyć.
Przełknęłam głośno ślinę i mocniej wtuliłam się w klatkę piersiową brata. W pewnym momencie zaczął morzyć mnie sen. Adam wyszedł, a ja położyłam się wtulając twarz w poduszkę.

*Kilka dni później*

                     Stałam przed lustrem i ze smutkiem wpatrywałam się w swoje odbicie. Czarna sukienka obcisła u góry i lekko rozkloszowana u dołu sprawiała, że mój nastrój się pogarszał. Przygryzłam wargę i spojrzałam w swoje zapuchnięte od ciągłego płaczu oczy. Widać było w nich ból i smutek, ale także złość. Byłam na siebie wściekła, że go nie powstrzymałam. Zacisnęłam dłonie w pięści boleśnie wbijając w nie paznokcie. Resztkami sił powstrzymałam potoki łez cisnące się do oczu. Przez ostatnie dni wypłakałam ich tyle, co przez całe swoje życie. 
- Emily - usłyszałam głos mamy z dołu. Odetchnęłam głośno i zabrałam torebkę z łóżka, po czym wyszłam z pokoju. Skierowałam się do przedpokoju, gdzie czekała cała moja rodzina. 
- Już czas - powiedział cicho tata, kładąc dłoń na moim ramieniu. Kiwnęłam głową i założyłam czarne szpilki. Po kilku minutach byliśmy w drodze na cmentarz. Msza miała odbyć się w kapliczce przy cmentarzu. Cały czas wpatrywałam się w otoczenie za oknem, nerwowo przygryzając paznokieć kciuka.  Drżałam na całym ciele, nie byłam gotowa na ostateczne pożegnanie z moim przyjacielem. Najlepszym, jakiego kiedykolwiek miałam. W moim sercu panowała ogromna pustka, której nikt nie był w stanie wypełnić. Emma i Adam spędzali ze mną jak najwięcej czasu, bym tylko nie zrobiła niczego głupiego. Nawet Jennifer przestała nas odwiedzać i awanturować się z Adamem. Na wszystkich to wydarzenie w pewien sposób zadziałało, każdy z nas się zmienił. 
 - Emily, kochanie, jak się czujesz? - zapytała z  czułością mam. 
- A jak mam się czuć? - zapytałam retorycznie, wzruszając ramionami. Adam potarł moje ramię i uśmiechnął się smutno. Nie odwzajemniłam tego gestu, nie potrafiłam, nie teraz. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głośno. Byliśmy już na miejscu. 

"Pozostawił pustkę i niezliczoną ilość wspomnień. Nawet nie wiem czy mam na co czekać. Nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek wróci. Snuje się bez sensu i odliczam każdą minutę. Do końca dnia... Mówią że z dnia na dzień ma być coraz lepiej. Tylko jeszcze nocy się boję. Wtedy dopada taki smutek i strach. Czasem nawet bez powodu. I człowiek tak siedząc sam ze sobą w kompletnej ciszy siebie znieść nie potrafi. I nie wie co ma zrobić... Co ma zrobić żeby to minęło. "

______________________________________________________
* piosenka nie jest powiązana z rozdziałem, po prostu przy niej pisałam. 
Cześć. Znowu minął miesiąc, czaicie? Ten rozdział jest chujowy, ale chyba nie byłabym w stanie napisać lepszego. Nawet nie wiem co mam powiedzieć. Jedynie mam nadzieję, że następny dodam szybciej. Przepraszam za ten rozdział,a le już musi być. 
Pozdrawiam. 

Obserwatorzy