sobota, 29 listopada 2014

09

       *Emma*
    
        Odkąd Emily wyjechała w mieście było jakoś pusto. Nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca. Nie miałam z kim wyjść z domu, z kim pośmiać się, czy chociażby porozmawiać. Adam wciąż spotykał się z Jennifer. Od zawsze czułam do niego coś więcej, ale co ja mogłam zrobić kiedy obok niego wciąż kręciła się ona? Emily zawsze mi powtarzała, że on jest z nią by zrozumieć, że tak na prawdę czuje coś do mnie. Jakoś nie mogłam uwierzyć w słowa przyjaciółki. No, bo jeśli jemu by na mnie zależało, to byłby z nią przez ostatnie dwa lata? Westchnęłam i sięgnęłam po telefon leżący obok mnie. Odczytałam SMS'a, w którym Emily pytała co u mnie i odpisałam, że wszystko w porządku. Przyjaciółka odpisała, że bardzo tęskni i niedługo wraca. Ucieszyłam się na tą wiadomość, bo ja też bardzo za nią tęskniłam. Niby w mieście miałam mnóstwo znajomych, ale bez Emily to nie miało większego sensu. Chociaż ostatnio i tak więcej jej nie było niż była. Po wypadku Jamesa zmieniła się, bardzo. Zwykle była bardzo silna, ale to ją złamało. Cholerny James, tyle razy mu tłumaczyła, żeby tego nie robił. Ale on zawsze był upartym osłem i nie słuchał nawet jej. Nie dziwiłam się Ems, że postanowiła skąd wyjechać na jakiś czas. Potrzebowała wyrwać się z miejsca, gdzie wszystko przypominało jej o nim. Miałam tylko nadzieję, że uda jej się wszystko poukładać. Moje rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Przeczytałam tekst kilka razy, nie mogąc uwierzyć w to, co było tam napisane. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy płakać?

"Zerwałem z Jen. Mogłabyś przyjść? Potrzebuje cię. A."

   Od razu zerwałam się z łóżka i, w biegu łapiąc bluzę, wyszłam z domu. Serce waliło mi jak oszalałe. Z jednej strony chciałam, żeby w końcu zerwali, bo obiecałam sobie, że nie będę wpieprzać się w cudze związki. Jednak z drugiej strony, co jeśli on nie czuje tego, co ja? Wszystko nie będzie już takie samo. 


*Emily*

          Siedziałyśmy z Molly przed lustrem, próbując zrobić sobie odpowiedni makijaż. Nie byłyśmy ekspertkami w tych dziedzinach, ale trzeba jakoś wyglądać. Obie postawiłyśmy na dość ciemne kolory na powiekach i ja do tego dobrałam czerwoną szminkę, a Molly pomadkę w kolorze brzoskwini. Po ułożeniu włosów i przebraniu się ponownie stanęłyśmy przed lustrem, by ocenić efekt końcowy. Molly była ubrana w a'la skórzane, krótkie spodenki, czarną bluzkę na cienkich ramiączkach z czymś w rodzaju cekin, a na to założyła narzutkę na długi rękaw sięgającą za pupę. Wszystko utrzymane było w ciemnych kolorach. Moja koleżanka do tego założyła botki na wysokim, cienkim obcasie z klamerkami po bokach. Włosy miała ułożone w "artystyczny nieład". Ja za to ubrana byłam w czarną sukienkę bez ramiączek. Góra była z materiału podobnego do spodenek Molly, nabita gdzieniegdzie ćwiekami, a dół to zwyczajna lekko rozkloszowana spódnica. Na to założyłam skórzaną kurtkę, a jako buty wybrałam czarne szpilki na wysokim obcasie z czerwoną podeszwą. Włosy lekko pofalowałam i zarzuciłam na lewe ramię. 
- To chyba możemy już iść? - zapytała ruda, poprawiając włosy. Skinęłam głową i wyszłyśmy z  mieszkania. Molly zamknęła drzwi na klucz i zeszłyśmy po schodach na dół. Wcześniej zadzwoniłyśmy po taksówkę, która miała zawieźć nas na miejsce. Transport już na nas czekał, więc od razu wsiadłyśmy do środka i podałyśmy kierowcy nasz cel. Obie byłyśmy podekscytowane, jak małe dziewczynki. Dzięki temu wszystkiemu chociaż na chwilę zapominałam o przykrej przeszłości. Molly starała się nauczyć mnie żyć dniem dzisiejszym, nie przeszłością, jak to robiłam dotychczas.
- Ej, nie zamartwiaj się. Będzie dobrze - powiedziała, uderzając mnie po przyjacielsku w ramię. Uśmiechnęłam się do niej szeroko i westchnęłam cicho. Przeszłości nie zmienisz, Ems. 
- Musi być dobrze - dodałam cicho, jakby sama do siebie. Piętnaście minut później byłyśmy na miejscu. Weszłyśmy do klubu i zaczęłyśmy poszukiwania naszych znajomych, którzy mieli zająć dla nas stolik. Starałam się trzymać jak najbliżej Molly, bo ludzi było multum i nie trudno było kogoś zgubić. Ruda złapała mnie za nadgarstek i próbując przekrzyczeć głośnią muzykę coś powiedziała,ale niestety przez hałas nic nie usłyszałam, więc posłusznie poszłam za nią. W całym budynku, a był  naprawdę spory, panował półmrok, a muzyka była wręcz ogłuszająca. Na parterze znajdował się bar i ogromny parkiet, przez który się właśnie przedzierałyśmy, wyżej znajdowały się "balkony", z których można było obserwować cały klub. Weszłyśmy po schodach i od raz znalazłyśmy całą resztę. Od razu zajęłyśmy miejsce na ogromnej, półkolistej czerwonej kanapie i przywitałyśmy się ze wszystkimi. Lorena ubrana w czerwoną, obcisłą sukienkę siedziała wtulając się w ramię Josha, który nie wyglądał gorzej od niej. Szczerze zazdrościłam Lori, była na prawdę piękną dziewczyną, ale nie to było najważniejsze. Miała u swojego boku cudownego mężczyznę, który był z nią na dobre i złe. Kiedyś obiecałam Jamesowi, że  przedstawię go Molly. To było po moim przyjeździe z Londynu kilka lat temu. Wtedy bardzo zżyłam się z rudą i  żałowałam, że nie mogłyśmy się widywać częściej. Spojrzałam na Dani, która wesoło rozmawiała z Max'em, starszym bratem Luke'a, który gdzieś się zapodział. Dziewczyna ubrana była w granatową sukienkę na ramiączka i wyglądała w niej na prawdę ładnie. Widać było, że przy Max'ie ożywiła się jeszcze bardziej niż zwykle i była bardzo szczęśliwa. On też wydawał się być nią szczerze zainteresowany. Życzyłam im jak najlepiej! Naprzeciwko mnie siedział samotnie Travis. Wszyscy byli zajęci rozmowami z kimś innym. Nawet Molly już znalazła sobie towarzysza rozmów ze stolika obok. Westchnęłam, przeczesałam dłonią włosy i wstałam. Podeszłam do Travisa i uśmiechnęłam się lekko.
- Mogę? - zapytałam wskazując na miejsce obok niego. Kiwnął głową i odwzajemnił mój uśmiech. Usadowiłam się koło niego i spojrzałam w jego oczy, które cały czas bacznie mnie obserwowały. To trochę mnie onieśmielało, ale starałam się tego po sobie nie pokazywać.


*Travis*

      Nie mogłem przestać się jej przyglądać. Była naprawdę piękną kobietą i choć w jej oczach krył się smutek starała się to ukryć. Poprzedniego dnia wypytałem Molly o powód dlaczego Emily nagle z dnia na dzień postanowiła tu przyjechać. To, co jej się przytrafiło było okropne. Czym ona sobie zasłużyła, że los tak ją krzywdził? Doskonale wiedziałem jak to jest stracić bliską osobę. Kiedy miałem piętnaście lat moja mama zmarła, a ojciec zaczął pić. Zostałem tak naprawdę sam. Nie dopuszczałem do siebie innych ludzi, wszystko się zmieniło. Dopiero kiedy poznałem Josha wszystko zaczęło się układać. On został moim przyjacielem, był pierwszą osobą, która mnie naprawdę poznała. Teraz pogodziłem się ze swoją przeszłością i żyłem tym, co było dzisiaj. Ale kiedy pojawiła się ona wszystko zaczęło do mnie wracać. Miałem ochotę się nią zaopiekować, by nie musiała cierpieć przez tyle lat, co ja. Choć wiedziałem, że ma przyjaciół, to w głębi duszy musiała czuć się samotna, bo nikt nie rozumiał, co przechodziła. Postanowiłem odstawić na tę chwilę smętne przemyślenia i odezwałem się pierwszy raz do dłuższej chwili, bo przez ten cały czas po prostu wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem.
- Pięknie wyglądasz. - W tym momencie zastanawiałem się czy ja czasem myślę zanim coś powiem? Emily od razu odwróciła wzrok, a na jej policzkach pojawiły się urocze rumieńce.
- Dziękuję - wydukała niepewnie. Rozmowa zaczęła jakoś płynąć. Nie wdawaliśmy się w jakieś głębsze tematy, ot zwykła pogawędka. W pewnym momencie oboje postanawiamy pójść się czegoś napić. Informujemy o tym resztę, choć i ta większość z nich już się rozeszła. Miałem tylko nadzieję, że nie będą robić głupot.
- Mam nadzieję, że Molly nie zrobi niczego głupiego - mruknęła szatynka, spoglądając przez barierkę na rudą, która bawiła się w najlepsze ze swoim nowym znajomym.
- Chyba sobie poradzi - odparłem. - Wbrew pozorom jest naprawdę rozsądna.
- Mam nadzieję - mruknęła tylko i zeszliśmy na dół. Kiedy już udało nam się przedrzeć przez tłum tańczących ludzi usiedliśmy na krzesełkach przy barze. Zamówiliśmy sobie drinki. Najpierw jeden, potem kolejny i kolejny. Chyba straciliśmy rachubę po trzecim. Na szczęście miałem mocną głowę do alkoholu, więc wypite drinki jakoś specjalnie nie zrobiły na mnie wrażenia. Z Emily było zupełnie inaczej. Wiedziałem, co robi. Próbowała utopić cały smutek w alkoholu. To kiepski pomysł, maleńka. W pewnym momencie tracę szatynkę z oczu. Weź się człowieku odwróć an kilka sekund, a już ci ucieka! Czy ja serio jestem taki okropny? Przeczesuje wzorkiem cały klub i dostrzegam ją w tłumie ludzi tańczącą z jakimś kolesiem. Już miałem wstać i zabrać ją stamtąd, ale opamiętałem się. Póki nie będzie robić czegoś głupiego nie będę reagował. Nie wytrzymałem nawet trzydziestu sekund, bo ten chujek zaczął ją chamsko obmacywać. Czułem do niej jakąś sympatię i wiedziałem, że MUSZĘ ją stamtąd zabrać. Gdyby coś złego jej się stało to Molly chyba by mnie poćwiartowała. Odepchnąłem chłopaka od szatynki, rzuciłem kilka przekleństw w jego kierunku i zabrałem ją stamtąd. Wyszliśmy na zewnątrz, a w nasze twarze uderzył chłodny podmuch powietrza. Objąłem Emily ramieniem i odszukałem telefonu w kieszeni. Zadzwoniłem po taksówkę, która miała się tu zjawić za kilka minut. Szatynka była przez ten cały czas dziwnie milcząca. Spojrzałem na nią, wpatrywała się prosto przed siebie, a w jej oczach lśniły łzy.
- Ej, Emi, co się dzieje? - zapytałem, stając przed nią i kładąc dłonie na jej ramionach.
- Boże, jestem taka beznadziejna...- jęknęła cicho, spuszczając głowę w dół.
- Nie mów tak, nie jesteś - odparłem, nie rozumiejąc o co jej konkretnie chodzi.
- Ty nic nie wiesz - mruknęła i pociągnęła nosem. Uniosłem jej podbródek i spojrzałem w jej pełne łez oczy.
- To mi powiedz. - Nie odpowiedziała, tylko wtuliła się we mnie i rozpłakała. Głaskałem ją po głowie i próbowałem jakoś uspokoić, ale byłem w tym beznadziejny, więc to nic nie dało. Chwilę później taksówka podjechała koło nas. Postanowiłem zabrać Emily do siebie, bo Molly gdzieś się zapodziała i czułem, że szatynka nie chciałaby psuć jej zabawy. Kiedy już byliśmy w taksówce napisałem SMS'a do rudej żeby nie szukała Emi, bo jest ze mną. Szatynka już nieco się uspokoiła, ale wciąż siedziała wtulona we mnie.

           Kilkanaście minut później weszliśmy do mojego mieszkania. Nie było zbyt duże, zwykła kawalerka. Idealna dla mnie. Bo poco mi więcej, nie chciałoby mi się tyle sprzątać. Posadziłem Emily na kanapie i kucnąłem przed nią. Nim zdążyłem się odezwać on zaczęła mówić:
 - Przepraszam, robię ci kłopot, powinieneś teraz siedzieć z przyjaciółmi w klubie i się bawić, a nie być tu ze mną - mówiła tak szybko, że ledwo rozróżniałem słowa, ale chyba zrozumiałem ogólny sens wypowiedzi.
- A może ja wolę być tu z tobą? A teraz mów o co chodzi? - zapytałem, patrząc na nią pytająco.
- O wszystko - jęknęła. Westchnąłem. Nigdy nie zrozumiem kobiet... - Po prostu, to wszystko, co działo się zanim tu przyjechałam, mogłam temu zapobiec. To nie musiało się stać, on nie musiał umrzeć...
- Emily, to nie twoja wina. Zrobiłaś co mogłaś - odparłem, starając się jakoś ją pocieszyć.
- Skąd wiesz? - zapytała autentycznie zdziwiona.
- Molly się wygadała - uśmiechnąłem się. Ona tez starała się uśmiechnąć, ale średnio jej to wyszło. Otarłem jej łzy i podniosłem się do pozycji stojącej. - Zostaniesz to na noc, Molly wszystko wie - powiedziałem i podszedłem do szafki, by wyjąć z niej jakąś koszulkę, która mogłaby posłużyć jej jako piżama.



*Emily*

      Obudziłam się z okropnym bólem głowy zupełnie nie kontaktując z rzeczywistością. Otworzyłam oczy,a  światło słoneczne wręcz w nie uderzyło. Jęknęłam i zasłoniłam ręką twarz. Kiedy powoli przyzwyczaiłam swój wzrok do światła rozejrzałam się wokół. Mimo tego, że byłam u Molly dwa dni to wiedziałam, że to nie jej mieszkanie. Odwróciłam głowę w bok i chyba dostałam sekundowego zawału. Obok leżał Travis, bez koszulki. Uderzyłam się dłonią w twarz i jęknęłam. 
- Co ty ze sobą robisz, idiotko. Staczasz się - mruczałam do siebie. 
- Spokojnie -usłyszałam śmiech chłopaka i tak się zlękłam, że o mało nie spadłam z łóżka, ale na szczęście ręka Travisa mnie uratowała. 
- Proszę, powiedz, że nie zrobiłam nic głupiego - spojrzałam na niego błagalnie. 
- Nie - roześmiał się ponownie. - Po prostu przesadziłaś trochę z alkoholem, ale nic się nie działo. 
- Ale mówisz tak, bo tak było, a nie dlatego, że cię o to poprosiłam? - dobra, zaczęłam przesadzać. 
- Chyba jeszcze alkohol z ciebie nie wyparował, bo gadasz bez sensu - uśmiech nie schodził z jego twarzy. 
- Wyparował, uwierz, czuję to - mruknęłam, przypominając sobie o bólu. Travis od razu wstał i poszedł do drugiego pomieszczenia. Po chwili wrócił ze szklanką wody i aspiryną. Matko, człowieku, jeśli będziesz przynosił mi tak codziennie rano śniadanie do łóżka to wyjdę za ciebie! 
- W skali od jeden do dziesięciu jak bardzo głupio się zachowywałam? - zapytałam, siadając i popijając tabletkę. 
- Nie było tak źle - odparł, siadając obok mnie. 
-To dobrze - odetchnęłam z ulgą. Zwykle kiedy za dużo wypiję robię straszne głupoty, tylko zazwyczaj James i Emma wyciągali mnie z kłopotów, a teraz ich tu nie ma. Czyżby Travis miał być moim nowym aniołem stróżem? Możliwe. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, a on tylko odwzajemnił ten gest. 

__________________________________________
Helooooł, jest tu jeszcze ktoś xd? Wybaczcie trzymiesięczną przerwę, ale komputer mnie znienawidził i postanowił się zepsuć, a babcia dopiero teraz postanowiła się nade mną zlitować i kupić mi nowy <3 lof maj babcia <3 Rozdział troszkę zagmatwany i chyba nie jest taki jaki chciałabym, żeby był, ale co tam dodam. W końcu postanowiłam napisać coś dłuższego z perspektywy faceta. Po 3 miesiącach kiedy od poniedziałku do piątku spędzam po 6-7 godzin z samymi facetami to jest trochę łatwiejsze. Zaczaiłam nieco ich tok myślenia, a oni mówią, że to dziewczyny są skomplikowane... Zaraz to będzie dłuższe od rozdziału, bo chciałabym wam tyle powiedzieć (napisać), że ło mój boże, ale chyba się powstrzymam i na tym poprzestanę :)
Pozdrawiam :**

wtorek, 19 sierpnia 2014

08

*Travis*

           Emily wyglądała jakby zobaczyła ducha. Od dłuższej chwili zastanawiałem się, co takiego się stało, przecież nikt normalny nie bladł nagle i nie wyglądał tak jak ona w tamtym momencie. Podniosłem się z miejsca i przeczesałem palcami włosy. 
 - Idziesz gdzieś? - zapytała Molly, przyglądając mi się badawczo. Ta ciekawość kiedyś zaprowadzi ją do piekła, jak nic. 
- Przewietrzyć się. - Nieświadomie użyłem tego samego argumentu, co brunetka. 
- Proszę cię, nie mieszaj jej w głowie. Ona ostatnio serio dużo przeszła i chcę, żeby mogła tutaj odpocząć, a nie zaprzątać sobie głowę kimś takim jak ty - powiedziała poważnie. To nie było do niej podobne, więc sytuacja Emily musiała być na prawdę nieciekawa. Kiwnąłem głową i skierowałem swoje kroki na balkon. Ustałem przy drzwiach, przyglądając się dziewczynie, która stała po drugiej stronie. Opierała się dłońmi o balustradę, a jej drobne ciało lekko drżało, jakby płakała. Niepewnie chwyciłem za klamkę i uchyliłem drzwi. Kiedy tylko zrobiłem krok do przodu Emily od razu się odwróciła. Od razu poczułem się jakbym naruszył jej prywatną strefę, ale mimo to ustałem obok niej i oparłem się o barierkę, tak jak ona wcześniej. Spojrzała na mnie niepewnie.
- Wszystko w porządku? - zapytałem, przyglądając się jej. Musiałem przyznać, że była na prawdę ładna. Ciemne włosy falami odpadały na jej szczupłe ramiona, a w czekoladowych oczach krył się głęboki smutek. Cały czas zastanawiało mnie, co takiego się stało, że ta piękna dziewczyna skrywała w sobie tyle smutku i bólu, jednak postanowiłem nie naciskać, jeśli będzie chciała sama się w końcu otworzy.
- To nic takiego - powiedziała spokojnie i wymusiła na sobie uśmiech.
- Na pewno? - dopytałem dla pewności. Kiwnęła głową i ponownie się uśmiechnęła, tym razem bardziej przekonująco. Odwzajemniłem ten gest i spróbowałem zacząć rozmowę.
- Jak ci się podoba Londyn? - zapytałem, spoglądając na nią.
- Jeszcze nie miałam dziś okazji, żeby pozwiedzać, ale kiedy tu ostatnio byłam było całkiem fajnie - odparła, nieco bardziej rozluźnionym głosem.
- Jeśli chcesz mogę ci kiedyś pokazać kilka fajnych miejsc - zaproponowałem swobodnie. Po chwili zrozumiałem, jak dziwnie musiało to zabrzmieć.
- Czemu nie - odparła Emily widząc moje lekkie zmieszanie.
- Lepiej wracajmy, bo jeszcze Molly zacznie cię szukać - zaśmiałem się i odepchnąłem od barierki. Brunetka kiwnęła głową i poszła w moje ślady.

*Emily*

        Travis zaskoczył mnie przychodząc tam za mną. Kiedy zobaczyłam go pierwszy raz, owszem wydawał się miły, ale jego wygląd stwarzał zupełnie przeciwne wrażenie. Weszliśmy do środka, a Molly od razu rzuciła mi zatroskane spojrzenie. Uśmiechnęłam się lekko, pokazując tym, że wszystko jest okej i nie musi się tak o mnie martwić. Zajęłam swoje poprzednie miejsce i od raz dosiadła się do nas Dani. Zaczęłyśmy rozmawiać na wszystkie możliwe tematy. Okazała się być bardzo pozytywną osobą. Jakiś czas później dołączyła do nas również Lorena, która okazała się być równie miła, co Danielle. Brunetka, jak się okazało podczas rozmowy, była pół latynoską pół angielką, co tłumaczyła jej niecodzienna jak na tej części świata uroda. Blondynka zaś od dziecka mieszkała w Londynie i znała tu każdy kąt. Od razu wszystkie znalazłyśmy wspólny język i czułam, że one mogą mi pomóc zapomnieć o problemach. Pierwszy raz od dłuższego czasu na mojej twarzy gościł uśmiech.
- Jutro idziemy na zakupy i małą przechadzkę po mieście! - zawołała zadowolona Dani. Od dłuższej chwili planowałyśmy, jak spędzić jutrzejszy dzień.


***

        - Emily, już późno, powinnyśmy wracać - Molly przerwała moją bardzo interesująca rozmowę z Joshem, który okazała się na prawdę miłym i zabawnym chłopakiem. On i Lorena bardzo do siebie pasowali i nie dziwiłam się, że są razem. Niechętnie wstałam z wygodnej kanapy i poprawiłam bluzkę. Pożegnałam się z Lukiem i Danielle. Dani oczywiście wyściskała mnie jakbyśmy miały nie widzieć się przez najbliższy rok, a przecież miałyśmy się zobaczyć już jutro. Przez cały wieczór nie mogłam przestać się uśmiechać. Wszyscy tutaj byli na prawdę mili. Razem z Molly oraz Joshem i Loreną wyszliśmy z  mieszkania, które należało w tej chwili do Luke'a i jego starszego brata. Travis poszedł już jakiś czas temu, a Dani postanowiła zostać jeszcze chwilę by pomóc posprzątać. Ja jednak wiedziałam,że brunetce chodzi o coś zupełnie innego, a mianowicie o starszego brata Luke'a - Max, który miał dzisiaj przyjechać. Danielle w sekrecie wyznała mi, że  bardzo jej się podoba. Znałyśmy się dopiero od kilku godzin, a Dani już zachowywała się jakbyśmy przyjaźniły się od lat. Lorena była zdecydowanie spokojniejsza i rozsądniejsza od energicznej szatynki. Josh i jego dziewczyna odprowadzili nas pod same drzwi klatki schodowej. Pożegnaliśmy się i weszłyśmy po schodach. Molly otworzyła drzwi i wparowałyśmy do środka. Ściągnęłyśmy buty i weszłyśmy do mojego tymczasowego pokoju.
 - Jeszcze nie miałyśmy okazji porządnie pogadać - stwierdziła ruda, kładąc się na łóżko.- No wiesz, tak szczerze.
  Kiwnęłam głową, choć nie miałam ochoty wracać do ostatnich wydarzeń. Przyjechałam tu, żeby zapomnieć, ale znałam Molly na tyle, że mogłam się domyślić, że w końcu zapyta. W międzyczasie dowiedziałam się, że to Adam wcześniej skontaktował się z nią, żeby coś ze mną zrobić.
- Wiem, ze to dla ciebie trudne i jeśli nie chcesz, nie musisz o tym mówić - dodała szybko ruda.
- W porządku, mogę ci opowiedzieć - powiedziałam niepewnie, przygryzając lekko wargę. Odetchnęłam głęboko i powoli zaczęłam opowiadać Molly całą historię. Od samego początku, czyli od podjęcia przez Jamesa decyzji o wystartowaniu w zawodach, a do samego końca, czyli jego pogrzebu. Nie obyło się bez łez. To nadal bolało tak samo mocno. Mimo to cieszyłam się, że wyrzuciłam to z siebie.
- Emily... Tak mi przykro - szepnęła i przygarnęła mnie do siebie. Wtuliłam się w jej drobne ciało i pozwoliłam łzom swobodnie płynąć po mojej twarzy. Po jakimś czasie, kiedy emocje już opadły, razem z rudą stwierdziłyśmy, że to dobry czas, by coś zjeść, oczywiście pominęłyśmy fakt, że było grubo po dwunastej w nocy. Świetnie się razem bawiłyśmy, nawet przy robieniu zwykłych kanapek. Molly nie pozwalała mi na zbyt długi smutek. Oznajmiła, że postawiła przed sobą zadanie, aby każdy mój dzień w Londynie był wesoły. Rozmawiałyśmy do czwartej and ranem, aż obie zasnęłyśmy na kanapie w salonie, który połączony był z kuchnią.


                   Promienie słoneczne łaskotały moja twarz, zmuszając mnie do pobudki. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek, który stał na szafce obok telewizora.
- Emily - zaczęła Molly, która leżała obok mnie. - Jest trzynasta czy mi się wydaje?
- Chyba tak - odparłam, mrużąc oczy.- Aczkolwiek pewności nie mam.
- No to chyba czas wstawać - westchnęła ruda i podniosła się. Zrobiła to jednak zbyt gwałtownie, bo zrzuciła mnie przy tym z kanapy.Obie zaniosłyśmy się śmiechem. Po chwili Molly leżała koło mnie i zaśmiewała się do rozpuku. W sumie nie miałyśmy zbytniego powodu do śmiania się, ale kiedy już zaczęłyśmy nie mogłyśmy przestać. Po kilkunastu minutach, wciąż leżąc na podłodze, pomału zaczęłyśmy się  uspokajać. W końcu udało nam się wstać na równe nogi i udałyśmy się do swoich pokoi.  Jeszcze nie miałam okazji się rozpakować, więc szukanie ubrań zajęło mi dwa razy więcej czasu i dwa razy więcej bałaganu. W końcu udało mi się odnaleźć dżinsowe szorty i białą koszulkę z krótkim rękawem. Zapowiadała się bardzo ładna pogoda, więc więcej ubrań nie było mi potrzebne. Wyjęłam z torby kosmetyczkę i udałam się do łazienki, którą właśnie zwolniła Molly. Wzięłam szybko prysznic, na który wczoraj nie było czasu. Wytarłam się wielkim ręcznikiem i zawinęłam turban na mokrych włosach. Umyłam zęby i twarz, po czym zabrałam się za makijaż. Postawiłam na jak najbardziej naturalny wygląd. Zatuszowałam kilka niedoskonałości i nałożyłam tusz na rzęsy. Ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania i ściągnęłam ręcznik z głowy. Z na wpół mokrymi włosami wyszłam z łazienki. Odniosłam kosmetyczkę do pokoju i udałam się do kuchni, gdzie urzędowała ruda. Pomogłam jej z naszym śniadanio-obiadem, który składał się z sałatki ze znalezionych w lodówce warzyw i smażonej piersi z kurczaka. Usiadłyśmy przy niewielkim stole i wzięłyśmy się za jedzenie, rozmawiając przy tym radośnie. Przy Molly na prawdę zapominałam o wszystkich problemach, jednak wiedziałam, że nie mogę siedzieć jej na głowie do końca życia, to i tak miło z jej strony, że zaprosiła mnie do siebie.
- A studia?- zapytała nagle dziewczyna. - Co ze studiami? Planujesz coś?
- Tak szczerze mówiąc to miałam sobie zrobić rok przerwy razem z Jamesem, żeby zwiedzić trochę  świata - odparłam, przygryzając wargę i spuszczając wzrok. Znów to nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca.
- No to na co czekasz?! Wybieraj uczelnię i składaj papiery póki można! Przecież nie przesiedzisz całego roku sama w domu! - wykrzyknęła Molly, rozrzucając trochę sałaty wokół siebie. - Najlepiej gdzieś w Londynie! Zamieszkasz tu na stałe, tylko będziesz musiała dorzucić się do czynszu! Na co czekasz, dziewczyno, będzie wspaniale!
Był tylko jeden problem, nie miałam pojęcia w jakim kierunku miałam się dalej kształcić. Nie myślałam o tym wcześniej, skoro miałam jeszcze przed sobą rok na decyzję.
- Okej, Molly, uspokój się - przerwałam jej monolog, którego od dłuższej chwili nie słuchałam. - Przemyślę to.
- Okeeej, tylko szybko, na większości uczelni terminy składania papierów  za chwilę się kończą.
Skinęłam głową i wróciłam do jedzenia, jednak po chwili tę czynność przerwał mi dzwonek do drzwi. Do mieszkania wpadł Dani i Lorena.
- Cześć - rzuciły obie i rzuciły się na kanapę obok nas.
- Hej? - Molly uniosła brwi i spojrzała zaskoczona na przyjaciółki.
- Nie mów, że zapomniałaś! - wykrzyknęła oburzona Dani. - Idziemy na zakupy! Trzeba jakoś uczcić przybycie Emily!
- To taka mała zakupoholiczka - mruknęła do mnie blondynka, uśmiechając się pod nosem. - Wieczorem idziemy do klubu się trochę zabawić - dodała nieco głośniej.
- No tak, trzeba to oblać! - Molly też dorzuciła swoje trzy grosze, uśmiechając się szeroko. Zabrałyśmy swoje talerze i wrzuciłyśmy je do zlewu. Weszłam do chwilowo mojego pokoju po torebkę, do której schowałam telefon, portfel i gumy do żucia. Po chwili, kiedy wszystkie byłyśmy gotowe, wyszłyśmy z domu. Od razu udałyśmy się do najbliższego przystanku komunikacji miejskiej i na rozkładzie odszukałyśmy nasz autobus, który miał przyjechać za około pięć minut.

*pół godziny później*

         W końcu dotarłyśmy do ogromnej galerii handlowej. Kiedyś sądziłam, że ta w moim mieście jest duża, ale w tamtym momencie zmieniłam zdanie - była malutka. Tam musiało być tyle sklepów, że nie byłabym w stanie ich policzyć. 
- I jakieś cztery godzinki nie nasze - mruknęła Lorena, mierząc galerię wzorkiem. 
- Cztery? - zapytałam nieco przerażona. 
- Dani nie umie odpuścić sobie żadnego sklepu - odparła cicho, by przyjaciółka jej nie usłyszała. Westchnęłam cicho, ale postanowiłam, że wytrwam tę "podróż". 

*trzy godziny później*

          Usiadłyśmy przy stoliku jednej z kawiarni i czekałyśmy na zamówione napoje. Wszystkie, prócz Dani, która chyba nigdy nie miała dość, byłyśmy wykończone. Nigdy nie sądziłam, że zakupy mogą być tak męczące, ale nie żałuję. Świetnie bawiłam się z dziewczynami, przymierzałyśmy różne ciuchy i często tak głośno się śmiałyśmy, że panie w sklepach zwracały nam uwagę. Każda znalazła coś dla siebie. Mnie udało się upolować trzy koszulki, były przeceny, więc dlaczego miałam ich nie wziąć? Do tego jedne spodnie, szorty i cudowną sukienkę, którą planowałam założyć na dziś wieczór. Do sukienki znalazłam prześliczne buty. Byłam na prawdę zadowolona ze swoich zakupów. Dani była szczęśliwa jak dziecko, które właśnie dostało nową zabawkę. Po około dziesięciu minutach czekania dostałyśmy swoje zamówienia. Mój organizm domagał się jakiejkolwiek kawy, więc przede mną stała duża szklanka z latte. 
- Na dziś chyba koniec, nie? - zapytała z nadzieją Lorena. 
- Ale jeszcze ten sklep... - zaczęła Dani, ale Molly przerwała jej machnięciem dłoni przed jej twarzą. 
- Koniec - oznajmiła. - Bo nie zdążymy się przygotować na wieczór. 
- No okej - odparła nieco zawiedziona Danielle. Powoli dokańczałyśmy swoje napoje i zaczęłyśmy zbierać się do domów. 

______________________________________
Rozdział taki trochę "zapchajdziura"  i nie dzieje się tu nic ciekawego, ale w następnym będzie moooże coś się działo ^^ Stwierdziłam, że rozdziały będą pojawiać tak rzadko, bo jeśli nei wiem jak bardzo się staram to nie wychodzi mi dodawanie więcej niż jeden na miesiąc. Ta wypowiedź ma jakiś sens? Bo jest po drugiej w nocy i mój mózg nie działa zbyt dobrze. xd 
Do następnego! :3

sobota, 12 lipca 2014

07

                  Wpatrywałam się w mijany krajobraz z jakimś smutkiem, który osadził się na dnie mojego serca. Zostawiałam za sobą wszystko, co było mi bliskie. Zostawiałam, by móc zacząć żyć na nowo. Robiłam to z nadzieją, że Londyn uwolni mnie od bólu i ogromnej tęsknoty. Może osoby, które tam spotkam jakoś wpłyną na mnie? Przygryzłam wargę i po raz ostatni pozwoliłam samotnej łzie spłynąć po moim policzku. Musiałam się oderwać od przeszłości, jednak wszystko w moim małym miasteczku mi się z nim kojarzyło. Gdzie bym nie poszła, gdzie bym nie spojrzała tam widziałam jego. W pewnym momencie zorientowałam się, że lada moment będę w Londynie. Wysłałam SMS'a do Molly i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Ściągnęłam moją torbę podróżną z półki nad moją głową. Odłożyłam ją na fotel obok i zwinęłam słuchawki, przez które słuchałam muzyki. Włożyłam je do małej torebki w rudawym kolorze i przewiesiłam ją przez ramię. Uchyliłam drzwi przedziału i udałam się bliżej wyjścia. Oparłam się o ścianę i wpatrywałam w powoli zbliżający się peron.

              Wysiadłam z pociągu i rozejrzałam się w poszukiwaniu rudej czupryny Molly.
- Emily! - usłyszałam czyjś wołanie i odwróciłam głowę w tamtą stronę. Od razu rozpoznałam poszukiwaną przeze mnie dziewczynę. Podbiegłam do niej i od razu rzuciłyśmy się sobie w ramiona. Tak bardzo się cieszyłam, że ją widzę. Ostatnio widziałyśmy się kilka lat temu.
- Tak się cieszę - powiedziałam, mocniej przytulając dziewczynę.
- Ja też się cieszę! - odparła radośnie. Odsunęłyśmy się od siebie i wymieniłyśmy uśmiechami. - Chodź, pojedziemy do domu, a potem poznam cię z resztą ekipy - oznajmiła wesoło, łapiąc mnie za rękę. Uśmiechnęłam się do niej i podniosłam moją torbę z ziemi. Byłam na prawdę szczęśliwa, że mogłam tu przyjechać. Czułam, że stanie się coś, co odmieni moje życie na zawsze.

              Dzięki komunikacji miejskiej w dość krótki czasie dotarłyśmy na osiedle bloków, które poustawiane były w każdą możliwą stronę. Weszłyśmy do tego najbliżej ulicy i wspięłyśmy się na trzecie piętro. Molly wyciągnęła z kieszeni spodni klucze i otworzyła drzwi po prawo. Weszłyśmy do jasnego przedpokoju. Ściany pomalowane były na beżowo. Przy jednej ścianie stała duża szafa na kurtki i tym podobne okrycia i buty. Na jednych z drzwi szafy znajdowało się duże lustro. Molly otworzyła szafę i wrzuciłyśmy tam buty. Rudowłosa od razu zaprowadziła mnie do pokoju po lewo.
- Moja ostatnia współlokatorka nie wytrzymała ze mną nawet miesiąca - roześmiała się Molly. Zaśmiałam się razem z nią. Wszyscy wiedzieli, że była ona zwariowana i bardzo nieprzewidywalna. Biedna dziewczyna pewnie nie miała o tym pojęcia.
- Ja chyba dam radę - odparłam, wciąż się śmiejąc.
- No ja mam nadzieję! - powiedziała dziewczyna i przytuliła mnie. Odwzajemniłam uścisk, nie przestając się uśmiechać. Molly miała w sobie na prawdę mnóstwo pozytywnej energii, co bardzo dobrze wpływało na moje samopoczucie. - Czuj się jak u siebie! - dopowiedziała i wyszła z pokoju. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany były białe. Naprzeciwko drzwi znajdowało się duże okno zasłonięte błękitnymi firankami. Na lewo od okna stało jednoosobowe łóżko. Na przeciwległej ścianie wisiało duże lustro. Naprzeciwko niego stała duża komoda w bardzo ładnym kolorze. Postawiłam swój bagaż obok łóżka, a torebkę rzuciłam na nie. Podeszłam do okna i odsłoniłam lekko firankę. Przed blokiem znajdował się całkiem spory plac zabaw. Kilka mały dzieci biegało po piasku śmiejąc się przy tym głośno. Uśmiechnęłam się pod nosem i odeszłam od okna. Okolica wydawała mi się spokojna i całkiem przyjemna.
- I jak ci się podoba? - zapytała Molly, wsuwając głowę do pokoju.
- Idealnie  - uśmiechnęłam się do niej.
- To super - ucieszyła się. - Teraz się zbieraj, idziemy poznać cię z resztą ekipy!
- Okej, daj mi chwilę i możemy iść - odparłam i podeszłam do łóżka, na którym leżała moja torebka. Wyciągnęłam z niej pomadkę, którą poprawiłam makijaż moich ust i telefon, który schowałam do kieszeni spodni. Podeszłam do lustra i dokładnie przyjrzałam się swojemu odbiciu, przecież pierwsze wrażenie robi się tylko raz! Przeczesałam jeszcze włosy szczotką i odgarnęłam na lewe ramię. W jasnych rurkach i szarym, cienkim sweterku prezentowałam się całkiem nieźle. Zawiesiłam jeszcze na szyi złoty łańcuszek i kilka bransoletek na ręce. Przejrzałam się jeszcze raz ze wszystkich stron i wyszłam z pokoju. Molly już na mnie czekała. Swoje włosy związała w kucyk na czubku głowy, wypuszczając kilka pasm po bokach twarzy. Ubrana była w ciemne, marmurkowe dżinsy i zieloną koszulę w kratę. Założyłyśmy buty i wyszłyśmy.

               Jak się okazało musiałyśmy przejść ledwie kawałek. Któryś ze znajomych Molly mieszkał kilka bloków dalej i cała reszta była właśnie tam. Kiedy znalazłyśmy się przed odpowiednim budynkiem Molly wcisnęłam numer dwadzieścia dwa na domofonie. Nie czekałyśmy długo, prawie od razu ktoś otworzył nam drzwi. Wspięłyśmy się na trzecie piętro i odnalazłyśmy drzwi z odpowiednim numerem. Ruda bez zastanowienia otworzyła drzwi i wparowała do środka. Niepewnie weszłam za nią. Nie czułam się tu zbyt swobodnie, choć wcześniej Molly zapewniała mnie, że na pewno wszyscy mnie polubią.
- Jesteśmy! - krzyknęła dziewczyna, ściągając przy tym buty. Zrzuciłam swoje trampki i ruszyłam za nią. Rozglądałam się po przytulnie urządzonym mieszkaniu starając się nie myśleć, że tam są zupełnie obcy mi ludzie i zupełnie nie mam pojęcia czy się tam dopasuje. W pewnym momencie Molly odwróciła się w moją stronę tak gwałtownie, że prawie na nią wpadłam. Odskoczyłam natychmiast do tyłu i spojrzałam na nią jak na wariatkę.
- Co ty robisz?! - warknęłam.
- Nie stresuj się tak, no! Oni są serio w porządku i na pewno cię polubią! - powiedziała szybko, łapiąc mnie za ramiona.
- Okej - mruknęłam, wciągając głośno powietrze.
- Cześć, dziewczyny - nagle usłyszałam czyjś głos przed nami.
- Josh! - ucieszyła się Molly i przytuliła się do wysokiego chłopaka o brązowych włosach i przyjemnym wyrazie twarzy.
- Spokojnie - roześmiał się i odsunął moją rozentuzjazmowaną znajomą.
- Jestem Josh - przywitał się, wyciągając rękę w moją stronę.
- Emily - uścisnęłam jego dłoń i odgarnęłam pasmo włosów za ucho. Był na prawdę przystojny. Biała koszulka na ramiączka ładnie podkreślała jego mięśnie brzucha, a zielone oczy wręcz hipnotyzowały. Uśmiechnął się do mnie ukazując przy tym rząd równych, białych zębów. Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam na Molly. Kiwnęła głową w stronę jednego z pokoi. Ruszyłam tam za nią, a nowy znajomy poszedł do kuchni, która znajdowała się naprzeciw pokoju. Z milionem wątpliwości weszłam do pomieszczenia, gdzie znajdowały się jeszcze trzy osoby. Jedna z nich, dziewczyna o długich blond włosach, siedziała na kanapie i uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Na fotelu obok siedział wysoki chłopak o rozwianych blond włosach i zamyślonym wyrazie twarzy. Na następnym z foteli siedziała drobna, brązowowłosa dziewczyna, która od razu, kiedy mnie zobaczyła podniosła się z miejsca i przywitała się.
- Cześć, jestem Dani - oznajmiła z wesołym uśmiechem. Serio, wszyscy tutaj byli tacy weseli? Czy oni coś brali? Też chcę!
- Emily - odparłam po raz kolejny tego dnia. Po chwili do pokoju wszedł Josh niosąc dwie szklanki soku. Usiadł koło blondynki na kanapie  i podał jej jedną ze szklanek.
- Ej, słuchajcie wszyscy - zaczęła Molly. - To jest Emily i zostanie z nami an dość długo, bo prędko jej stąd nie wypuszczę! Mam nadzieję, że zachowacie się jak ludzie i przyjmiecie ją do naszej ekipy - zakończyła swoją przemowę i usiadła na krześle stojącym obok niewielkiego stołu.
- Cześć wszystkim? - rzuciłam niepewnie i usiadłam koło rudej. Po chwili wszyscy się przedstawili i zaczęli rozmowy między sobą. Dowiedziałam się, że blondynka ma na imię Lorena, a chłopak z rozwianymi włosami to Luke.
- Gdzie jest Travis? - odezwał się nagle Luke.
- Wyszedł zapalić na balkon - odparła Lorena. Ona i Josh chyba byli parą, bo jeśli by nie byli to raczej by się nie całowali, nie? Przez chwilę zastanawiała mnie postać Travisa, jednak nie usiałam długo czekać an jego pojawienie się.
- Czyżby ktoś rozmawiał na mój temat - nieco znudzony głos doszedł do nas od drzwi balkonowych. - Człowiek wyjdzie na chwile to już go obgadują - dodał śmiejąc się lekko. - My się chyba nie znamy - powiedział, patrząc prosto w moje oczy, aż przeszedł mnie dreszcz.
- Emily - przedstawiłam się po raz kolejny tego dnia i posłałam mu ciepły uśmiech.
- Travis - odparł, przeczesując ciemne włosy dłonią. Miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że miałam ochotę przez cały czas na niego patrzeć, choć wiedziałam, że to niegrzeczne tak gapić się na kogoś. Odetchnęłam głośno i odwróciłam wzrok, przeczesując włosy palcami. W pewnym momencie przed oczami stanął mi obraz z wyścigu. James. Poczułam jakby ktoś rozrywał moje świeżo pozszywane serce na pół. Czułam zarówno ból psychiczny, jak i fizyczny. Przygryzłam wargę i próbowałam ukryć zachodzące łzami oczy.
- Przepraszam na chwilę, muszę się przewietrzyć - powiedziałam cicho i udałam się na balkon. Oparłam się o barierkę i odetchnęłam głęboko. Dlaczego to musiało się dziać teraz, kiedy już wszystko było prawie dobrze. Miałam ochotę znów iść do swojego pokoju i zamknąć się na cały świat. Miałam ochotę zniknąć.


_____________________________
Witam ponownie! Dzisiaj odkryłam, że ten blog ma już siedem miesięcy! To tak dużo jak na mnie! I siedem rozdziałów - z tego jestem miej zadowolona, powinno ich być więcej ;c No,a le cieszmy się, że jeszcze nie zrezygnowałam, ba mam ochotę pisać dalej! Serio, w moim przypadku to jest duży wyczyn xd Nie ważnie.
Lecę spać bo jest za piętnaście druga w nocy, a ja siedzę i piszę.
Przy okazji, śliczny szablon, prawda? Wykonała go Elfaba za co jestem je ogrooomnie wdzięczna! Dziękuję <3
Zakładka "Bohaterowie" została uzupelniona!  
Pozdrawiam i życzę miłych wakacji! <3

czwartek, 19 czerwca 2014

06

                         Przez całą msze siedziałam otępiała za sprawą kilku tabletek na uspokojenie, które dała mi mama. Emma cały czas siedziała obok mnie i ściskała moją dłoń, aby dodać mi otuchy. Nogi cały czas mi drżały, a w gardle uformowała się wielka gula. Starałam się nie patrzeć w stronę trumny, która stała na czymś w rodzaju stojaka na samym środku kapliczki.  Przyjaciółka i brat, co chwila badawczo mi się przyglądali, jakby bali się, że za chwilę rozpadnę się na miliony małych kawałeczków. Szczerze mówiąc, miałam ochotę się rozsypać, zapaść pod ziemię, cokolwiek, byleby mnie tu nie było. Najbardziej chciałam być tam,  gdzie James. Chciałam móc znów go przytulić, usłyszeć jego głos, poczuć jego dotyk, zapach. Po chwili poczułam, że cudowne działanie pigułek odpuszcza. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza, a za nią kolejne. Wszystkie mury, jakie zbudowałam przez te kilka dni rozpadły się. Nie potrafiłam znieść tego bólu. Był on zdecydowanie gorszy niż ten fizyczny, czułam jakby moja dusza krwawiła. Moje ramiona zaczęły drżeć, a cichu szloch odbił się echem od marmurowych ścian. Emma natychmiast przygarnęła mnie do siebie i pogłaskała po plecach. Z całych sił próbowałam się uspokoić, jednak rzeczywistość tak mnie dobijała, że nie umiałam tego zrobić. Czułam, że świat zawalił mi się na głowę. Często miałam swoje wzloty i upadki, ale czułam, że z tego upadku mogę się już nie podnieść. Straciłam najcenniejszy skarb jaki miałam, straciłam przyjaciela, którego kochałam całym sercem. W pewnym momencie wszyscy wstali ze swoich miejsc i ruszyli ku wyjściu. Zrozumiałam, że to już koniec mszy. Nadszedł czas na najgorszą część. Miałam już na zawsze pożegnać się z Jamesem.
- Może odpuścisz? - zapytała niepewnie Emma. Zagryzłam wargę i przez chwilę rozpatrywałam tę propozycję. 
- Nie. Dam radę - odparłam drżącym głosem. Spojrzałam na rodziców, którzy stali nieco dalej, patrzyli na mnie  ze współczuciem. Nie odezwali się ani słowem, dobrze mnie znali i wiedzieli, że jeśli się uprę to za nic nie zmienię zdania. Ruszyliśmy, więc do wyjścia. Ciężko mi było iść, kiedy nogi drżały mi jakby były z galarety. Przez ostatnie dni miałam nadzieję, że ta chwila nie nadejdzie. Jednak skończyło się jedynie na nadziei. Kiedy dotarliśmy na miejscy ksiądz już zaczął odprawiać to wszystko. Stanęliśmy na uboczu, ale tak by widzieć co nieco. Dopiero wtedy zauważyłam jak wiele osób przyszło pożegnać mojego przyjaciela. Widziałam mnóstwo znajomych ze starej szkoły. Zupełnie nie mogłam się skupić na słowach kapłana. Mój wzrok utkwiony był zawieszonej nad wielkim dołem trumnie, w  której spoczywał James. Broda mi zadrżała, a po policzkach spłynęły kolejne łzy, które natychmiast wytarłam wierzchem dłoni. Emma ścisnęła moją dłoń i spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach. Trumna zaczęła powoli osuwać się w dół. Smutek ścisnął moje serce i na chwilę zabrakło mi tchu. Moje palce mocniej zacisnęły się na dłoni przyjaciółki. Próbowałam powstrzymać potok łez cisnących się do oczu. Ludzie pomału zaczęli się rozchodzić w swoje strony, a ja stałam wpatrując się w dół, który był już częściowo przykryty piaskiem. 
- Emily, musimy iść - powiedziała mama stając obok mnie. Przygryzłam wargę i kiwnęłam głową. Odchodząc, cały czas spoglądałam przez ramię na miejsce spoczynku przyjaciela. 

*kilka dni później*

                    Leżałam na łóżku wpatrując się w biały sufit. Nie czułam nic. Jakbym był całkiem pusta, bez uczuć. Wszystko wokół straciło sens. Przekręciłam się na bok i wtuliłam twarz w poduszkę.
- Emily. - Głowa mojego brata wychyliła się zza uchylonych drzwi. Odwróciłam się na drugi bok i spojrzałam na niego. - Nie możesz tak leżeć przez cały dzień - powiedział stanowczo.
- Dlaczego nie? - mruknęłam, okrywając się kołdrą.
- Bo marnujesz sobie życie. Wiesz, że James nie byłby zadowolony z tego powodu - powiedział szybko i chyba pożałował tych słów.
- Jamesa już nie ma, więc nie mów z czego byłby zadowolony, a z czego nie - warknęłam.
- Emma będzie za pół godziny - powiedział, nieco spokojniej.
- Po co? - odparłam utrzymując nieprzyjemny ton.
- Powiedziała, że wyciągnie cię z domu choćby siłą.
Super- pomyślałam, odkręcając się na drugi bok i dając bratu do zrozumienia, że rozmowa skończona. Nie miałam ochoty widzieć kogokolwiek, a znając Emmę będzie próbowała zabrać mnie na jakąś imprezę. Nie ma mowy. Nie miałam zamiaru ruszać się z pokoju. Adam miał rację- Emma była u mnie pół godziny po naszej rozmowie.
- Adam nie powiedział, że masz być przygotowana? - zapytała, stając w drzwiach.
- Ładne powitanie - mruknęłam. - Nigdzie nie idę.
- Emily - jęknęła przyjaciółka. - Nie możesz siedzieć całe dnie w domu!
- Nawet nie wiesz, ile razy już to słyszałam - odparłam, nie ruszając się z łóżka. Przymknęłam oczy i poczułam, że Emma siada obok mnie. Pogłaskała mnie po plecach i powiedziała spokojnie:
- Emily. czasu nie zmienisz, nie możesz się o to obwiniać do końca życia. To była jego decyzja i doskonale wiedział jak to może się skończyć. Nie masz chyba zamiaru spędzić reszty życia w łóżku, odcięta od świata?
- A dlaczego by nie? To i tak nie ma sensu.
- Przestań! - oburzyła się przyjaciółka. - Musisz się ogarnąć, nie pozwolę ci tu zostać, choćbym miała cię wyciągać stąd siłą!
- Dobra! - wrzasnęłam i zerwałam się z łóżka. Miałam dość słuchania o tym, że nie mogę zostać w łóżku, muszę się ogarnąć. Poszłam do łazienki. Chyba tylko tam mogłam być sama. Przemyłam twarz wodą i przeczesałam włosy palcami. Spojrzałam na swoje odbicie. Ostatnimi czasy robiłam to na prawdę bardzo rzadko. Wyglądałam okropnie. Włosy miałam strasznie potargane, ciemne sińce pod zaczerwienionymi od płaczu oczami, poszarzała cera. Westchnęłam ciężko i wyszłam z pomieszczenia. Wróciłam do swojego pokoju i stanęłam przed Emmą.
- Gdzie idziemy? - zapytałam.
- Jasmine organizuje domówkę i nas wkręciłam - odparła, patrząc na mnie i czekając na reakcję.
- Nie mam ochoty na imprezy, ale zrobię dla ciebie wyjątek - powiedziałam zrezygnowana. Podeszłam do szafy i oparłam czoło o otwarte drzwiczki.Przeczesywałam wzrokiem wszystkie półki w poszukiwaniu czegoś, co nadawało by się na tę okazję. Emma westchnęła przeciągle i odsunęła mnie od mebla. Po chwili wyciągnęła z niej czarne rurki i białą, luźną koszulkę na ramiączka. Rzuciła to na łóżko i podeszła do półki, gdzie stała biżuteria. Wybrała kilka bransoletek i delikatny naszyjnik z motylem. Niechętnie zrzuciłam z siebie wygodny dres i ubrałam się w wybrane rzeczy. Spryskałam się perfumami i rozczesałam włosy. Starałam się nie marudzić i nie wybrzydzać. Ja na miejscu Emmy kopnęłabym samą siebie w tyłek. Wiem, że użalanie się nad sobą nic nie da a i tak ciągle to robiłam. Wzięłam kosmetyczkę i usiadłam przed lustrem. Zakryłam cienie pod oczami, wytuszowałam rzęsy, narysowałam kreski eyelinerem i pomalowałam usta lekko czerwonym błyszczykiem.
- Może być? - zapytałam przyjaciółkę bez krzty entuzjazmu w głosie.
- Tak! - ucieszyła się i klasnęła w dłonie. Ona wręcz tryskała pozytywną energią, ja jednak wciąż byłam bardzo przybita i nie sądziłam, że jakakolwiek impreza mi go poprawi. Zeszłyśmy na dół, chociaż ja bardziej się zwlokłam niż zeszłam. Mama od razu wyjrzała z kuchni i jej twarz rozpromienił uśmiech. Widok mnie ubranej inaczej niż w dres i nie snującej się z pokoju do łazienki lub, jeśli już na prawdę musiałam, do kuchni. Dopiero teraz zauważyłam, że mój zły nastrój odbijał się także na niej i to dla mnie postanowiła zostać na dłużej w domu. Tata wyjechał dzień po pogrzebie, ie miałam mu tego za złe. Walczyli o udziały w jakiejś firmie.
- Gdzie idziecie? - zapytała, szczerze uśmiechnięta, mama.
- Udało mi się ją namówić na imprezę - odparła radośnie przyjaciółka. Po chwili dołączył do nas Adam.
- Chyba nie powinienem tak w ciebie wątpić - zaśmiał się, kierując te słowa do Emmy. - Jesteś pierwsza osobą, która wyciągnęła ją z domu.
- Jeszcze nie wyszłyśmy - mruknęłam. - Zawsze mogę tam wrócić.
-Nie, nie! - szybko zaprzeczył Adam.
- Chodźmy - powiedziałam, chcąc jak najszybciej wyjść. Miałam nadzieję, że Emma pozwoli mi szybko wrócić do domu. Weszłam do przedpokoju i rozejrzałam się za jakimiś wygodnymi butami. Przyjaciółka szybko to zauważyła i podała mi czarne lity.
- Czy ciebie to już do reszty bóg opuścił? - jęknęłam, zabierając jej buty. Niechętnie, ale je założyłam.

*trzy godziny później*

                          Impreza rozkręciła się na dobre, a ja wciąż nie mogłam się tu wpasować. Nie potrafiłam się bawić z myślą, że mój najlepszy przyjaciel leży teraz kilka metrów pod ziemią! Dyskretnie, choć to wcale nie było koniecznie, bo było mnóstwo ludzi, wymknęłam się z domu Jasmine. Napisałam do Emmy SMS'a, że źle się poczułam i wróciłam do domu. Z jednej strony chciałam wrócić do domu i znów położyć się na łóżku i nie ruszać się stamtąd, ale z drugiej strony nie widziałam sensu w ciągłym leżeniu i gapieniu się w sufit bądź ścianę, więc postanowiłam, że zrobię sobie krótki spacer. Przechadzałam się ciemnymi uliczkami miasta i przyglądałam się wszystkiemu wokół. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że to była stała trasa moja i Jamesa. Znów poczułam uścisk na sercu i bolesne wspomnienia niczym wodospad wlewały się do mojego umysłu. Poczułam łzy pod powiekami, ale zacisnęłam je i starałam się powstrzymać od płaczu. Spacer był cholernie głupim pomysłem, więc jak najszybciej udałam się do domu. Na szczęście wszyscy już spali, więc ściągnęłam buty i ruszyłam do pokoju. Zabrałam piżamę i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki, ale odprężający prysznic. Wytarłam się w puchowy ręcznik i przebrałam we wcześniej przygotowane ubrania. W pewnym momencie coś we mnie pękło i mimo usilnych prób powstrzymania łez rozpłakałam się. Osunęłam się po ścianę i podkuliłam nogi pod brodę. Łkałam cicho, co chwila przełykając słone łzy. Moje ciało drżało. Czułam jakby ktoś rozrywał moją dusze na małe kawałeczki. Nie mogłam sobie z tym wszystkim poradzić, byłam zbyt słaba. Zapragnęłam uciec stamtąd jak najdalej. Tylko gdzie? Drżącymi dłońmi wytarłam twarz i podniosłam się z zimnej podłogi. Po chwili usłyszałam dźwięk mojego telefonu dochodzący z  pokoju. Jak najszybszym krokiem udałam się tam i rzuciłam na łóżko, gdzie leżał ów przedmiot. Miałam tylko nadzieję, że to nie Emma, która na pewno była na mnie nieco zła za to co zrobiłam. Przesunęłam palcem po ekranie w celu odblokowania go i otworzyłam wiadomość. Jej nadawcą była Molly, moja dobra znajoma z Londynu. Napisała, żebym szybko weszła na Skype. Sięgnęłam po laptopa, który leżał na biurku i uruchomiłam go, w między czasie starając się uspokoić, by nie rozpłakać się w najgorszym momencie. Odetchnęłam głęboko i zalogowałam się na komunikator. Po chwili Molly zadzwoniła do mnie. Na ekranie ujrzałam roześmianą twarz dziewczyny. Znów eksperymentowała ze swoim kolorem włosów i tym razem były one czerwone. Kiedy ostatnio się widziałyśmy zrobiła swojej mamie na złość i przefarbowała włosy na zielono.
- Cześć - przywitała się z uśmiechem.
- Hej - odpowiedziałam, nieco mniej entuzjastycznie.
- Słuchaj, Emily, wiem o wszystkim, co się stało i mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Mieszkam aktualnie sama i pomyślałam, że może wpadłabyś do mnie na jakiś czas? Oderwałabyś się od tego wszystkiego i w ogóle - powiedziała bardzo szybko. To nie był taki głupi pomysł. Może choć na chwilę oderwałabym się od tej szarej rzeczywistości. Molly była osobą, przy której nie można było się nudzić, więc to mogłoby mi  w pewien sposób pomóc. Przygryzłam dolną wargę i  jeszcze przez chwilę się zastanawiałam.
- Zgoda - odparłam w końcu. - Kiedy mam przyjechać?
- Jak najszybciej! - ucieszyła się.

***
            Siedziałam na ławce, czekając na pociąg, który miał mnie zawieźć do Londynu. Od mojej rozmowy z Molly minęły dwa dni. Zapowiedziałam rodzicom, że wyjeżdżam i raczej prędko nie wrócę, choć nie chciałam nadużywać gościnności mojej znajomej. Pociąg miał tu być już za chwilkę i tak też było. Poczekałam aż ludzie wysiądą i sama wsiadłam do pojazdu. Odszukałam wolny przedział i usiadłam zatapiając się we własnych myślach. 


__________________________________________________
Witam, witam. Znów mnie nie było baaardzo długo, wybaczcie. Ale jestem i rozdział jest. Nie podoba mi się zbytnio, ale w końcu doczekałam się momentu, w którym będę mogła dodać więcej akcji ^^ Do następnego! :*

sobota, 17 maja 2014

05


              Osunęłam się po ścianie ukrywając twarz w dłoniach. Lekarze od kilku minut walczyli o życie mojego przyjaciela. Serce waliło mi jak młotem, mój umysł co chwila wymyślał jak najgorsze scenariusze. Miałam ochotę choć na tę chwilę zapaść się pod ziemię i przeczekać te okropne chwile. Po chwili poczułam, że ktoś siada obok mnie i obejmuje moje drżące ciało silnym ramieniem. Przez chwilę miałam wrażenie, że to James, który zawsze tak robił, kiedy widział, że coś jest nie tak. W takich momentach nie musiał nic robić, zwykle po prostu milczał i był. Był przy mnie w najtrudniejszych chwilach, a teraz go zabrakło. Uniosłam wzrok na osobę siedząca obok i ujrzałam Adama. Przyznaję, zawiodłam się wtedy, kiedy nie zobaczyłam Jamesa. Mimo wszystko wtuliłam się w klatkę piersiową brata. Brat głaskał mnie po ramieniu i oparł policzek na czubku mojej głowy. Spojrzałam na resztę. Emma i Tony patrzyli na mnie ze współczuciem, a rodzice mojego przyjaciela wpatrywali się w małe okienko, z którego był widok na salę. Pewnie za wiele nie widzieli przez lekarzy i pielęgniarki, a;e mimo to stali tam próbując zachować spokój. Po kolejnych kilkunastu minutach z sali wyszedł lekarz. Od razu zerwałam się na równe nogi i spojrzałam na niego z nadzieją. On tyko pokręcił głową ze smutkiem i powiedział:
    - Niestety, zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, jednak się nie udało. Bardzo mi przykro. - Spojrzał na państwa McLevis ze współczuciem. Coś we mnie pękło. Uderzyłam plecami o ścianę i przejechałam dłonią po twarzy. Czułam jak rozpadałam się na miliony malutkich kawałków. Życie w jednym momencie się dla mnie skończyło. Nie wyobrażałam sobie świata bez Jamesa. Obiecywał, że nigdy mnie nie zostawi! Obiecywał! Wszystko się rozpadło w jednym momencie. Zaczęłam się trząść, nie miałam pojęcia co mam robić. Miałam ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie, ale nie potrafiłam. Wewnętrzny ból mnie otępiał, nie czułam nic prócz rozdzierającego serce bólu. Żadne dźwięki nie dochodziły od mnie, jakbym była tylko ja i moje myśli. Moje ciało, jakby nie słuchając umysłu, ruszyło prosto do sali. Zobaczyłam go i nie wytrzymałam. Tamy pękły, łzy pociekły po moich policzkach niczym wielkie wodospady. Na drżących nogach podeszłam do łóżka i usadowiłam się na podłodze. Złapałam jego dłoń i spojrzałam na twarz. Wyglądał jakby spał. Kciukiem kreśliłam małe kółka na jego zimnej skórze.
- Nigdy nie byłeś dobry w dotrzymywaniu obietnic - mruknęłam cicho, głos mi drżał. Głupio łudziłam się, że mi odpowie, że to wszystko był jedynie głupim, cholernym, strasznie popierdolonym snem! Ale nie, on nie odpowiedział, nawet nie otworzył oczu, już go nie było. Choć wciąż wierzyłam, że jeśli nie ciałem to duchem będzie ze mną już na zawsze. Drżącą dłonią dotknęłam jego policzka i pogładziłam go, możliwe, że to już ostatni raz. Po chwili do sali weszła pielęgniarka, mówiąc mi, że muszę już iść. Niechętnie podniosłam się i nachyliłam nad jego twarzą. Ostatni raz złożyłam na jego policzku pocałunek i cicho szepnęłam:
- Kocham cię - ostatnia łza popłynęła po moim policzku i wylądowała na jego bladych ustach. Wyszłam z sali, próbując utrzymać względną równowagę. Na korytarzu czekali na mnie Adam, Emma i Tony. Od razu wpadłam w ramiona przyjaciółki. Głaskała mnie po plecach i szeptała, że wszystko się ułoży.
- Chodźmy już - powiedziałam cicho. Nie chciałam tam być dłużej, to sprawiało zbyt dużo bólu. Żadne z nas się nie odzywało.

                     Razem z Adamem i Emmą wsiadłam do samochodu mojego brata. Usiadłam z tyłu i oparłam czoło o zimną szybę. Pustym wzrokiem wpatrywałam się w zmieniające się obrazy. Czułam jakby ktoś wyrwał mi serce, rzucił nim o ziemię, podeptał i z powrotem schował w mojej klatce piersiowej. Przymknęłam powieki i odetchnęłam głęboko. Musiałam być silna. Nie dla siebie, dla Jamesa.

*Emma*

                 Patrzyłam na Emily ze współczuciem. James nigdy nie był mi tak bliski jak jej, dlatego nie odczuwałam tego, co moja przyjaciółka. Miałam ochotę usiąść obok niej i jakoś pocieszyć, ale wiem, że pogorszyłabym jedynie sytuację. Ona był silna, a przynajmniej taką swoją stronę pokazywała wszystkim wokół,  ja w głębi duszy wiedziałam, że jest w rozsypce. Po jej bladym policzku spłynęła pojedyncza łza, którą natychmiast starła. Zagryzłam wargę i spojrzałam na Adama. Widziałam jak kątem oka spoglądał na swoją siostrę w lusterku. Zaciskał palce na kierownicy, zawsze to robił kiedy się martwił, a w szczególności o Emily. Był przykładem idealnego brata, zawsze się o nią troszczył, a odkąd ich rodzice zaczęli wyjeżdżać do Londynu, dbał o nią jak o nikogo innego. Zawsze była jego malutką siostrzyczką, której trzeba było pilnować na każdym kroku. Westchnęłam i spojrzałam za okno, zastanawiając się jak mogłabym pomóc Emily.


*kilka godzin później*

                        Siedziałam na parapecie wpatrując się w przestrzeń przede mną. Jeszcze nie do końca wierzyłam, w to co się stało. Miałam wrażenie, że to był jedynie zły sen, jednak okropny ból w klatce piersiowej uświadamiał mnie, że to było prawda. Oparłam czoło o szybę i zagryzłam wargę hamując kolejny potok łez. Odgarnęłam niesforny kosmyk włosów, który opadał mi na oczy i skierowałam swój wzrok na pobliski plac zabaw oświetlany przez kilka latarni. To właśnie tam poznałam Jamesa. Mieliśmy cztery może pięć lat.

                    Ciepły sierpniowy dzień pomału dobiegał końca. Mała dziewczynka o ciemnych włosach siedziała samotnie w piaskownicy i ustawiała babki z piasku. Z niewielkiej odległości, już od dłuższego czasu, przyglądał jej się chłopiec mniej więcej w jej wieku. Był bardzo ciekawy dlaczego jego rówieśniczka bawiła się sama, więc podszedł do niej. Usiadł obok niej, a ona tylko spojrzała na niego zaskoczona. 
- Jestem James - przywitał się, wyciągając do niej rękę. Uścisnęła ją dość niepewnie i uśmiechnęła się leciutko. 
- Emily. 
Od tamtej chwili byli nierozłączni, już jako dzieci nie widzieli świata poza sobą.

                    Samotna łza spłynęła po moim policzku, a za nią kolejna i kolejna. Po chwili już zanosiłam się płaczem, obraz mi się zamazał. Wszystkie wspomnienia wróciły. Coś znów ścisnęło moje serce. Kilka minut później do pokoju wszedł Adam z kubkiem gorącej herbaty. Spojrzałam na niego wycierając łzy. Odstawił kubek na biurko i usiadł  na łóżku. Automatycznie zeskoczyłam z parapetu i zajęłam miejsce obok niego.
- Dzwoniłem do rodziców - zaczął niepewnie. - Wracają dziś wieczorem. - Z jednej strony się cieszyłam, że znów ich zobaczę, bo w domu bywają coraz rzadziej Jednak z drugiej strony pewnie wynikną z tego jakieś nowe kłótnie pomiędzy mną a mamą. Zawsze się sprzeczałyśmy, choćby o najmniejsze drobnostki i żadna nie chciała ustąpić. Jednak miałam nadzieję, że tym razem ich pobyt tutaj będzie spokojny, nie miałam sił na żadne kłótnie. Brat spojrzał na mnie ze współczuciem i objął ramieniem.
- Wszystko się ułoży - powiedział spokojnie i po chwili dodał - z czasem...
- Nigdy go nie zapomnę - szepnęłam, przez łzy.
- Wiem - odparł. - Ale musisz nauczyć się z tym żyć.
Przełknęłam głośno ślinę i mocniej wtuliłam się w klatkę piersiową brata. W pewnym momencie zaczął morzyć mnie sen. Adam wyszedł, a ja położyłam się wtulając twarz w poduszkę.

*Kilka dni później*

                     Stałam przed lustrem i ze smutkiem wpatrywałam się w swoje odbicie. Czarna sukienka obcisła u góry i lekko rozkloszowana u dołu sprawiała, że mój nastrój się pogarszał. Przygryzłam wargę i spojrzałam w swoje zapuchnięte od ciągłego płaczu oczy. Widać było w nich ból i smutek, ale także złość. Byłam na siebie wściekła, że go nie powstrzymałam. Zacisnęłam dłonie w pięści boleśnie wbijając w nie paznokcie. Resztkami sił powstrzymałam potoki łez cisnące się do oczu. Przez ostatnie dni wypłakałam ich tyle, co przez całe swoje życie. 
- Emily - usłyszałam głos mamy z dołu. Odetchnęłam głośno i zabrałam torebkę z łóżka, po czym wyszłam z pokoju. Skierowałam się do przedpokoju, gdzie czekała cała moja rodzina. 
- Już czas - powiedział cicho tata, kładąc dłoń na moim ramieniu. Kiwnęłam głową i założyłam czarne szpilki. Po kilku minutach byliśmy w drodze na cmentarz. Msza miała odbyć się w kapliczce przy cmentarzu. Cały czas wpatrywałam się w otoczenie za oknem, nerwowo przygryzając paznokieć kciuka.  Drżałam na całym ciele, nie byłam gotowa na ostateczne pożegnanie z moim przyjacielem. Najlepszym, jakiego kiedykolwiek miałam. W moim sercu panowała ogromna pustka, której nikt nie był w stanie wypełnić. Emma i Adam spędzali ze mną jak najwięcej czasu, bym tylko nie zrobiła niczego głupiego. Nawet Jennifer przestała nas odwiedzać i awanturować się z Adamem. Na wszystkich to wydarzenie w pewien sposób zadziałało, każdy z nas się zmienił. 
 - Emily, kochanie, jak się czujesz? - zapytała z  czułością mam. 
- A jak mam się czuć? - zapytałam retorycznie, wzruszając ramionami. Adam potarł moje ramię i uśmiechnął się smutno. Nie odwzajemniłam tego gestu, nie potrafiłam, nie teraz. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głośno. Byliśmy już na miejscu. 

"Pozostawił pustkę i niezliczoną ilość wspomnień. Nawet nie wiem czy mam na co czekać. Nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek wróci. Snuje się bez sensu i odliczam każdą minutę. Do końca dnia... Mówią że z dnia na dzień ma być coraz lepiej. Tylko jeszcze nocy się boję. Wtedy dopada taki smutek i strach. Czasem nawet bez powodu. I człowiek tak siedząc sam ze sobą w kompletnej ciszy siebie znieść nie potrafi. I nie wie co ma zrobić... Co ma zrobić żeby to minęło. "

______________________________________________________
* piosenka nie jest powiązana z rozdziałem, po prostu przy niej pisałam. 
Cześć. Znowu minął miesiąc, czaicie? Ten rozdział jest chujowy, ale chyba nie byłabym w stanie napisać lepszego. Nawet nie wiem co mam powiedzieć. Jedynie mam nadzieję, że następny dodam szybciej. Przepraszam za ten rozdział,a le już musi być. 
Pozdrawiam. 

piątek, 18 kwietnia 2014

04

*James*

      Kiedy ruszyliśmy starałem się nie myśleć o tym wszystkim. Skupiałem się na drodze przede mną. Mimo wszystko wciąż myślałem o Emily. Zastanawiałem się czy ona na prawdę coś do mnie czuła, czy to był jedynie impuls? Pierwszy zakręt. Żołądek podszedł mi do gardła, kiedy o mało co nie zderzyłem się z rozpadającą się ścianą jednego z budynków. Na szczęście w porę udało mi się skręcić. Jadąc dalej próbowałem nie myśleć o brunetce, bo to mogło poskutkować czymś gorszym niż ostatnio. Jednak jej osoba wciąż tkwiła w mojej głowie. Drugi zakręt. Jeszcze drugie tyle i znów wszystko wróci do normy. Znów będę mógł ją przytulić, pocałować, być prazy niej. Wciągnąłem duża dawkę powietrza do moich płuc i skupiłem się na drodze. Moje serce waliło jak oszalałe.Miałem wrażenie, że za chwilę wyrwie się z mojej piersi i zostanie gdzieś daleko za mną. Trzeci zakręt. Jeszcze chwila i to się skończy. Celowo dodałem gazu, chciałem to jak najszybciej skończyć. Co ja sobie myślałem, kiedy deklarowałem się, że wezmę udział?! Mimowolnie wyprzedziłem jednego z zawodników, chyba nie był zadowolony z tego faktu. Ja tylko chciałem to skończyć, okej? W lusterku zauważyłem, że był na prawdę wkurzony i zaczął przyspieszać. W pewnym momencie poczułem silne uderzenie z prawej strony. Jedno z nich wytrzymałem, ale drugie rzuciło mną i motorem na pobliską ścianę. Przeraźliwy ból przeszył moją nogę, kiedy coś ciężkiego zwaliło się na nią. Leżałem w tak niewygodnej pozycji, że nie mogłem zobaczyć co to właściwie było. Uderzenie było na prawdę mocne, gdyż czułem ból w każdej cząstce mojego ciała. Spojrzałem w bok, nie widziałem już nikogo, to mogło znaczyć, że skończyli wyścig, czyli był szansa, że ktoś mnie znajdzie.

*Emily*

Wszyscy kończyli wyścig, jednak nigdzie nie mogłam znaleźć Jamesa. Serce mi zamarło, a co jeśli coś mu się stało po drodze, a nikt nie raczył mu pomóc?! Starłam się uspokoić, jednak czarne myśli nie dawały i spokoju. o dłuższej chwili jeden z motocyklistów podjechał do mnie i zdjął kask. Sądziłam, że to kolejny facet szukający sobie panienki na jedną noc, więc chciałam jak najdyskretniej odejść. Mój pech chciał, że facet złapał mnie za rękę i nie zamierzał puścić. Myślałam, że umrę, nie dość, że James był nie wiadomo gdzie, to jeszcze ten koleś. 
 - Ej mała czekaj - rzucił. Moje mięśnie automatycznie spięły się. - Wiem, gdzie twój chłoptaś - dodał, jakby od niechcenia. Od razu odwróciłam się w jego stronę. Uniosłam brew w pytającym geście.
 - Znokautowałem go jakieś pięćdziesiąt metrów stąd. Jeśli się pospieszysz, może będzie jeszcze dychał - ostatnie słowa powiedział bardzo cicho. No myślałam, że  gościa zabiję na miejscu. Jak on mógł zrobić coś takiego?! Wściekłość we mnie buzowała, jednak nie o to chodziło. Musiałam znaleźć Jamesa! Zaczęłam przeciskać się przez tłum ludzi gratulujących zwycięzcy. Oberwało mi się parę razy z łokcia, koś wylał na mnie chyba piwo, ludzie zupełnie nie zwracali na mnie uwagi. Kiedy znalazłam się na w miarę wolnej przestrzeni rozejrzałam się dookoła i ruszyłam biegiem w stronę, z której wszyscy nadjechali. Nie zwolniłam ani na chwilę, dopóki nie zobaczyłam go. Leżał, a motor przygwoździł jego nogi do ziemi. Na chwilę moje serca stanęło, wyglądał jakby był martwy. Po chwili zalazłam się obok niego. Przyklęknęłam i dotknęłam jego twarzy. Jego oczy automatycznie się otworzyły. Ciężki kamień spadł mi z serca. Żył - to najważniejsze.Wzięłam głęboki wdech i dokładnie zeskanowałam wzrokiem jego ciało.  Nie wyglądał najlepiej. Jego twarz, zabrudzoną przez kurz, który musiał się unieść po jego upadku, wykrzywił grymas, kiedy próbował się podnieść. Dłonie mi cały czas drżały, co ja gadam, trzęsłam się jak galareta! Nigdy nie byłam w podobnej sytuacji i totalnie nie wiedziałam co mam zrobić.
- Emily, uspokój się. Będzie okej, tylko muszę się wydostać spod motoru - powiedział nad wyraz spokojnym głosem. Jak on mógł być tak spokojny?! Ja umierałam ze strachu. Dobra, Emily, ogarnij się, musisz mu pomóc - powiedziałam sobie w myślach i wciągnęłam powietrze, wypuszczając je przez usta. Wstałam i podeszłam do pojazdu, przygniatającego nogi Jamesa. Obeszłam je z każdej możliwej strony. Spróbowałam go podnieść, jednak bez skutku. Siła w moich rękach była na prawdę niewielka.  Opadłam na ziemię, a wokół mnie natychmiast uniosło się pełno kurzu.
- Trzeba wezwać pomoc - powiedziałam, wyciągając telefon z kieszeni.
- Daj spokój - James położył dłoń na mojej ręce. Spojrzałam na niego zdziwiona. - Będą przez to same kłopoty. Jeszcze policja się dowie, wiesz, że to nie może się tak skończyć.
- James! Jeśli ktoś ci za chwilę nie pomoże to Bóg wie co się z tobą stanie!  Skąd wiesz, że nie masz jakiś urazów wewnętrznych?! - krzyknęłam na niego, wiem, że nie powinnam, nie kiedy był w takim stanie,ale kurczę no, jak on mógł tak to wszystko lekceważyć?! Wziął głęboki wdech i już chciał dalej kontynuować te dyskusję, jednak ktoś mu przeszkodził. Prawie dostałam zawału, kiedy usłyszałam za sobą głos Tony'ego.
- Już myślałem, że was nie znajdę - powiedział, poważnym tonem. - Jedne z tych kolesi powiedział mi, że tu jesteście i pomyślałem, że przyda wam się pomoc.
          Kamień spadł mi z serca. Już myślała, że nic się nie da zrobić, a tu proszę. Tony pomógł mi się podnieść z zimnej ziemi i bez trudu zdjął motor z nóg Jamesa. Nim pomogliśmy mojemu przyjacielowi wstać wzięłam Tony'ego "na stronę".
- Tony, czy mógłbyś zabrać nas do szpitala? - zapytałam cicho.
- Jasne, w sumie miałem w planach to zrobić - odparł natychmiast.
- Tylko, proszę, nie mów nic Jamesowi. On nie chce sprawiać nikomu kłopotów. - Szatyn pokiwał głową na znak, że zrozumiał. Podeszliśmy do Jamesa, który wciąż leżał na ziemi, co nie bardzo mu się podobało. Bez trudu udało nam się podnieść go do pozycji stojącej. Blondyn starał się opierać ja najmniejszy ciężar swojego ciała na moich ramionach, jednak przez wyraźnie obolałe nogi nie bardzo mu się o udawało. Widziałam jak zaciskał zęby byle by tylko nie pokazywać jak go to wszystko cholernie boli.
- Poczekajcie chwilę, przyprowadzę tu samochód, będzie szybciej niż gdybyśmy mieli iść - rzucił Tony i nie czekając na naszą odpowiedź ruszył przed siebie.
- Emily - odezwał się po dłuższej chwili James. - Przepraszam, nie tak to miało być.
- Nie, James, daj spokój, nie mogłeś przewidzieć - odparłam szybko.
- Mogłem, to było oczywiste! - zarzucał sobie. - Gdybym się na to nie pisał wszystko byłoby inaczej , na prawdę cię przepraszam. - Kiedy wyrzucił z siebie te słowa widocznie mu ulżyło. Przygryzłam wargę i niepewnie na niego spojrzałam. To była beznadziejna sytuacja. Miał rację, to nie musiało się tak skończyć. James widział, że zamartwiałam się tym wszystkim, więc w geście otuchy złapał mnie za dłoń i splótł nasze palce. Uśmiechnęłam się pod nosem, jeśli wyjdzie z tego cały to wszystko może się w końcu ułożyć. Moglibyśmy być razem szczęśliwi. Po chwili przed nami zaparkował Tony swoim samochodem. Jak najostrożniej wsadziliśmy do niego Jamesa, a sami zajęliśmy miejsca z przodu. Dyskretnie spojrzałam na szatyna, by James niczego nie podejrzewał. Ten tylko kiwnął głową, czyli nasz układ był wciąż aktualny. Po chwili byliśmy już w drodze do szpitala. Tony starał się unikać wyboje i dziury w drodze, a ja co chwila patrzyłam na blondyna, którego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. Nienawidziłam patrzeć na cierpienie moich bliskich, miałam wtedy ochotę  wziąć to wszystko na siebie. Ze względu na późną porę samochodów na drodze było niewiele. Przez cały czas patrzyła to na Jamesa, to w okno obok mnie. Starałam się nie myśleć o tym, co tak na prawdę może u być. Byleby wyszedł z tego cały. Po chwili wyczułam wibrację mojego telefonu. Szybko wyciągnęłam go z kieszeni i odblokowałam, przejeżdżając palcem po ekranie. Dostałam wiadomość od Adama z pytaniem czy wszystko w porządku. W dużym skrócie napisałam mu o całym zdarzeniu. Kiedy wysłałam SMS'a spojrzałam na Jamesa. Zauważyłam zdezorientowanie na jego twarzy. Zacisnęłam palce na brzegu fotela, za chwilę wybuchnie. Blondyn nienawidził kłamstw, a wcześniej prosił bym nie wiozła go do szpitala, a tu o.
- Emily, gdzie jedziemy? - zapytał dość spokojnie. Przełknęłam głośno ślinę i odpowiedziałam równie spokojnie.
- Do szpitala.
- Przecież prosiłem cię, żebyśmy nie jechali do żadnego cholernego szpitala! - warknął, nieźle wkurzony.
- A ja ci mówiłam, że nawet nie wiesz co ci jest! - krzyknęłam na niego. - Przecież widzę, do cholery, że cię boli,daj sobie pomóc!
- Emily...- zaczął, ale Tony mu przerwał.
- Jesteśmy an miejscu i proszę, nie kłóćcie się w środku, wezmą was jeszcze za nienormalnych. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam drzwi. Chłody podmuch wiatru uderzył w moją twarz. Po kilku minutach wszyscy zmierzaliśmy do drzwi głównych szpitala.

              Tony stał przy recepcji i rozmawiał z jakąś młodą, niezbyt rozgarniętą kobietą. Ja z Jamesem siedzieliśmy na krzesłach i czekaliśmy na jakiekolwiek informacje. Szczerze nienawidziłam szpitali, tej wszechobecnej bieli i okropnego zapachu, który kojarzył mi się z chorobą i śmiercią.
- Ems, przepraszam, nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. Chciałaś dobrze -  odezwał się nagle blondyn.
- W porządku, James - odparłam cicho. Przyjaciel złapał mnie za rękę i tak trwaliśmy, bez ruchu, dopóki nie przyszedł Tony.
- Lekarz zaraz przyjdzie - powiedział i usiadł obok mnie. W milczeniu czekaliśmy na przybycie jakiegokolwiek lekarza. Po kilkunastu minutach przed nami stanął wysoki mężczyzna po czterdziestce. Trzymał w ręku podkładkę z jakimiś kartkami, i patrzył  an ans badawczym spojrzeniem.
- Który z was to James McLevis? - zapytał, mierząc z długopisu to w Jamesa to w Tony'ego. Blondyn niepewnie podniósł się z krzesełka,a ja natychmiast zerwałam się na równe nogi, przytrzymując przyjaciela za ramię. Trochę nam zajęło dostanie się do odpowiedniej sali, ze względu na obolałego Jamesa. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu , lekarz kazał mi wyjść, żeby mógł w spokoju go zbadać.  Wyszłam na korytarz i przeczesałam dłonią włosy. Tony od razu zauważył moje roztargnienie i przygarnął mnie do siebie.Czułam, że wszystkie tamy we mnie pękają. Łzy spływały po moich policzkach. To nie miało się tak skończyć! Szatyn starła się mnie jakoś uspokoić, jednak na próżno. Nie wiem ile tak staliśmy, jednak po jakimś czasie udało mi się uspokoić i w nerwach czekałam na jakieś wiadomości. Stałam przestępując z nogi na nogę  i wpatrywałam się w drzwi sali, za którymi siedział James. W końcu drzwi otworzyły się i wyjechał z nich James na wózku prowadzonym przez pielęgniarkę. Za nimi wyszedł lekarz notując coś w swoich papierkach. Od razu do niego doskoczyłam.
- Co z nim? - zapytałam szybko.
- Czy jest pani kimś z rodziny? - zapytał nieco znudzonym głosem.
 - Nie, ale, ugh, jestem jego przyjaciółką muszę wiedzieć, co z nim jest?! - wkurzyłam się i spojrzałam błagalnie na Tony'ego. Podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
- No dobrze - odparł niechętnie mężczyzna. - Jeszcze nie wiemy wszystkiego, ale jest źle. Musimy zrobić dodatkowe badania, po nich będziemy wiedzieli więcej.
 Kiwnęłam głową i ruszyłam za lekarzem. I kolejna sala, kolejne minuty oczekiwania. Usiedliśmy na niewygodnych krzesełkach i czekaliśmy. Minuty dłużyły się niczym godziny. W pewnym momencie usłyszeliśmy czyjeś kroki z oddali. Skierowałam wzrok  w tamtą stronę i zobaczyłam Emmę i Adama. Przyjaciółka od razu podbiegła do mnie i przytuliła. Tony przywitał się z Adamem. Oboje żądali wyjaśnień, co, jak, gdzie, kiedy. Szatyn wszystko im opowiedział. Nie słuchałam ich, czekałam tylko na lekarza i wieści o Jamesie. Po kolejnych kilkunastu minutach pracownik szpitala wyszedł z sali i zaczął mówić:
- Odkryliśmy wiele obrażeń wewnętrznych, niestety zagrażających życiu pacjenta. Konieczna będzie operacja, następna doba pokaże, co z tego wyjdzie - opowiedział szybko. Usiadłam. Czemu to zawsze spotyka nas?! Cholera! Wzięłam głęboki oddech, nie mogłam się  rozklejać przy nim, ie tym razem. Po chwili pielęgniarka wyprowadziła wózek z Jamesem. Od razu podeszłam do niego.
 - Emily, będzie dobrze - powiedział, łapiąc mnie za rękę. Wtedy też tak mówiłeś - pomyślałam. Kiwnęłam głową. Odprowadziłam go aż do sali operacyjnej.
- Trzeba powiadomić jego rodziców - powiedział Adam, stając za mną. Kiwnęłam głową i podałam mu swój telefon, ja nie miałam siły rozmawiać jeszcze z nimi. Stałam przy drzwiach, opierając głowę o zimną szybę. Emma stanęła obok mnie i objęła mnie ramieniem. Oparłam głowę o jej ramię.

             Czas dłużył się niemiłosiernie. Stałam wciąż w tej samej pozycji, wpatrując się w przestrzeń za szybą. W między czasie dotarli do nas rodzice Jamesa. Byli równie zrozpaczeni co ja. Nie mieli pojęcia o wyścigach, więc to wszystko było dla nich jeszcze większym szokiem. Oboje krążyli w kółko, zamartwiając się o zdrowie jedynego syna. W końcu lekarz wyszedł do nas. Przywitał się z rodzicami mojego przyjaciela. Powtórzył to, co mówił wcześniej - następna doba zaważy na jego życiu lub śmierci.

            James leżał już w sali, lekarze pozwolili nam się z nim zobaczyć. Emma, Adam i Tony zrezygnowali z tego "przywileju". Ja przez chwilę się wahałam, jednak dołączyłam do państwa McLevis. Usiadłam na skraju jego łóżka i patrzyłam na jego spokojną twarz pogrążoną we śnie. Jego matka co chwila coś do niego szeptała, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Po jakimś czasie oboje wyszli by napić się kawy w szpitalnym barku. Zostałam z nim sama. Zajęłam miejsce na krzesełku obok łóżka i złapałam go za dłoń, tak jak on to robił, kiedy mnie pocieszał.
- James, proszę cię, nie zostawiaj mnie. Nie dam rady bez ciebie - szeptałam, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni. W pewnym momencie usłyszałam przeciągły pisk. Spojrzałam na aparatury podłączone do jego ciała i serce mi zamarło. Od razu wybiegłam z sali i krzyknęłam:
- Wezwijcie lekarza!
___________________________________________________
PRZEPRASZAM BARDZO, BARDZO, BARDZO.  Nawet nie wiecie jak trudno było mi napisać ten rozdział, dlatego nie pojawiał się przez ponad miesiąc, przepraszam :C Jest do dupy, ale lepiej bym go nie napisała. Nie mogłam się przełamać do tej końcówki, wszystko we mnie krzyczało  NIE RÓB TEGO, GŁUPIA IDIOTKO! No, ale co zrobisz, nic nie zrobisz... Mam nadzieję, że następny nie będzie taki ciężki. Idę sobie popłakać w kącie, pozdrawiam :C 

środa, 12 marca 2014

03

         Staliśmy tak przez dobre kilkanaście minut. James cierpliwie czekał aż się uspokoję. Zawsze podziwiałam ludzi, którzy wytrzymywali ze mną dłużej niż godzinę, bywałam na prawdę nie znośna, jednak jak widać jemu to nie przeszkadzało i dobrze.
- Uspokój się już, Ems, będzie dobrze, obiecuję - powiedział pewnym siebie, ale zarazem uspokajającym tonem. Pokiwałam głową i odsunęłam się od niego. Wzięłam głęboki wdech i uspokoiłam myśli, wypuszczając powietrze przez usta.Wysiliłam się na lekki uśmiech i spojrzałam na przyjaciela. Był taki wyluzowany jakby nie przejmował się tym wszystkim, zawsze sprawiał wrażenie osoby pewnej siebie i nie zawracającej sobie głowy problemami. Spojrzałam w jego niebieskie oczy, w których czaiła się iskierka podekscytowania spowodowana nadchodzącym wydarzeniem. Blond włosy miał w nieładzie, a grzywka zakrywała część jego czoła. Przesunęłam wzrok nieco niżej na jego różowe usta i idealnie zarysowaną linię szczęki. Jego ciało było umięśnione i w niektórych miejscach pokryte tatuażami.
- Chodź - powiedział, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę motoru. Niepewnie usiadłam na maszynie i spojrzałam pytająco na Jamesa. On tylko uśmiechnął się i podał mi kask. On coś kombinuje - przyszło mi an myśl, jednak mimo wszystko nie sprzeciwiałam się mu. Po chwili blondyn ruszył z miejsca.

***

                 Kiedy byliśmy już prawie na miejscu w mojej głowie zaczęło świtać. Mogłam się przecież domyślić, że to właśnie tam mnie zabiera. Zatrzymaliśmy się przed miejscowym szpitalem, gdzie James zostawił swój motocykl. Zdjęłam kask i przeczesałam dłonią włosy. Teraz, kiedy wiedziałam gdzie jest cel naszej "podróży", uśmiech nie schodził mi z twarzy. To z tym miejscem wiązały się najlepsze wspomnienia. Blondyn też się uśmiechał. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę wysokich traw znajdujących się z boku budynku. Ruszyliśmy już wydeptaną ścieżką przed siebie. Przeszliśmy przez murek, na którym kiedyś była siatka i przemierzaliśmy drogę dalej. Minęliśmy stary dom, w którym nikt chyba nie mieszkał, ale pewności nigdy nie ma. Kiedy usłyszałam szum wody wiedziałam, że jesteśmy na prawdę blisko. Przyspieszyłam kroku i weszłam między krzaki i niskie drzewka, które oddzielały to miejsce od reszty świata. James cały czas szedł za mną. Po chwili moim oczom ukazała się tama na środku niezbyt szerokiej rzeki. Łączyła ona dwa brzegi ze sobą dzięki czemu spokojnie można było przejść do małej wysepki, która oddzielała od siebie tę straszą tamę od nowszej, znajdującej się po drugiej stronie wysepki. Przejście przez tą starszą było dość ciężkie ze względu na to, że była wąska. Jednak my mieliśmy w tym już wprawę. Wskoczyłam na nią i przeszłam na drugą stronę, uważając by nie wpaść do wody, która szczerze mówiąc nie pachniała zbyt ładnie, wyglądać też nie wyglądała. Mimo wszystko to miejsce miało swój urok. Usiadłam na trawie i spojrzałam na Jamesa, który opadł tuż obok mnie. Oparłam głowę o jego ramię i spojrzałam w niebo. Pojedyncze promienie słońca próbowały się przedostać przez rozłożyste korony drzew by choć przez chwilę ogrzać nasze twarze. Przyjaciel złapał mnie za dłoń i kreślił na niej małe kółka kciukiem. Odetchnęłam głęboko i podniosłam głowę z jego ramienia. Nie chciałam po raz kolejny zaczynać tego tematu. James był uparty, wiedziałam, że nie zrezygnuje, pozostało mi jedynie mieć nadzieję, że wyjdzie z tego cało. Nie odzywaliśmy się przez dłuższy czas. Wszystko zostało wyjaśnione, on nie zrezygnuje, ja odpuszczę.

           Czas leciał nie ubłagalnie szybko. Nim się zorientowaliśmy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Im bliżej było do wyścigu tym bardziej się stresowałam. Kiedy zbieraliśmy się do powrotu nogi tak mi się trzęsły, że ledwo przeszłam przez tamę. James cały czas musiał iść za mną i pilnować żebym sobie nic nie zrobiła. Po nim kompletnie nie było widać strachu, jednak ja znałam go na tyle dobrze, że widziałam to w jego oczach. Wszystkie targające nim emocje. Wahał się jeszcze, czyli moje gadanie nie poszło na marne. Była szansa, że jednak zrezygnuje. Droga powrotna minęła bardzo szybko, James odstawił mnie prosto do domu. Kiedy staliśmy przez moimi drzwiami ostatni raz spojrzałam na niego z nadzieją w oczach, pokręcił jedynie głową. Nie udało mi się, nie przekonałam go, nie zrezygnował. Czułam dziwny ścisk w żołądku. Z każdą minutą było coraz bliżej. Pożegnałam się z nim i obiecałam, że będę na miejscu na czas. Ściągnęłam w przedpokoju buty i udałam się do swojego pokoju. Po drodze zauważyłam Adama oglądającego telewizję w salonie. Wchodząc po schodach mocno zaciskałam palce na balustradzie tak, jakby wszystko miało się za chwilę zawalić. Czułam ogromny strach. Wchodząc do pokoju od razu rzuciłam się na łóżko. Przez moją głowę przelatywały miliony scenariuszy i co najgorsze wszystkie kończyły się tragicznie. Nie panowałam nad myślami i czułam, że to wszystko wręcz mnie przygniata. Położyłam się na plecach i tępo wgapiałam w sufit. Próbowałam za wszelką cenę odgonić te myśli, zająć mój umysł czymś innych, choćby nawet liczeniem plamek na suficie. Nerwowo zaciskałam palce na pościeli. Czułam rosnącą w gardle gulę, która utrudniała mi przełykanie. Miałam wrażenie, że ktoś złapał moje płuca i ścisnął je tak mocno, że nie mogłam oddychać. Wszystko co działo się wokół mnie wydawało się takie odległe, czarne myśli zawładnęły moim umysłem. Nie panowałam już nawet nad łzami ciurkiem płynącymi z oczu. Nie mogłam tego wszystkiego znieść, to mnie przerastało. Skuliłam się i objęłam kolana ramionami.

              Kiedy na zegarku wybiła godzina dwudziesta pierwsza z łomocącym sercem ruszyłam do pokoju brata. Kilka dni wcześniej obiecał, że podrzuci mnie na miejsce, żeby nie zawracać Jamesowi głowy tym, jak znajdę się na miejsce. Emma wiedziała o wszystkim i kilka razy proponowała, że pojedzie tam ze mną jednak ja kategorycznie odmawiałam. Nie chciałam jej w to wciągać. Adam bez ociągania wstał i razem ruszyliśmy do garażu, gdzie stał jego samochód. Widząc moje zdenerwowanie objął mnie ramieniem i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Wsiedliśmy do auta, zatrzasnęłam drzwi od strony pasażera i wyjechaliśmy w drogę. Nie minęło piętnaście minut i już byliśmy na miejscu. Nim wysiadłam wzięłam głęboki wdech i przeczesałam palcami włosy.
- Może pójdę tam z tobą? Jesteś blada i w ogóle kiepsko wyglądasz - powiedział Adam, łapiąc mnie za ramię.
- Nie, wszystko w porządku, dam sobie radę - zapewniłam go i widząc, że chce zaprzeczyć wysiadłam. Znałam to miejsce, byliśmy tu z Jamesem kilka razy.Zwyczajna droga wokół starych, opuszczonych fabryk. O tej porze to wszystko wyglądało strasznie. Ruszyłam do miejsca, gdzie rozpoczynał się wyścig. Blondyna rozpoznałam od razu. Stał sam, kiedy wszyscy inni z kimś rozmawiali. Czekał na mnie. Przyspieszyłam kroku i po chwili znalazłam się obok niego. Oddychałam głęboko starając się nie zdradzić swojego zdenerwowania. Przyjaciel bez słowa mnie przytulił, wyczułam, że się bał, jednak teraz nie było już odwrotu.
- Będzie dobrze. - Tym razem to ja wypowiedziałam te słowa, choć w głębi duszy wiedziałam, że to nie prawda to próbowałam przekonać nas oboje. James głaskał mnie po plecach, swoją głowę miał opartą na moim ramieniu. Oddychał głęboko, zapewne by się uspokoić. Oboje czuliśmy to samo - strach. Nasze serca waliły jak szalone próbując wydostać się z klatek piersiowych, przez chwilę zapomniałam o otaczającym nas tłumie ludzi. James odsunął się na kilka milimetrów i pogładził swoją dłonią mój policzek, cały czas patrząc mi się w oczy. Czułam jak stado motylków w moim brzuchu poderwało się do lotu, wystarczył ułamek sekundy by nasze usta złączyły się w pocałunku. Nigdy nie sądziłam, że to przyznam, ale kochałam Jamesa, nie tylko jak brata, ale jak dziewczyna kocha chłopaka. Przycisnął mnie mocnej do swojego torsu, nie przerywając pocałunku. Świat nagle przestał dla nas istnieć, w tamtym momencie liczyliśmy się tylko my. Zacisnęłam palce na jego koszulce, jakbym czuła, że za chwilę coś nas rozdzieli.
- Zajmijcie miejsca! - usłyszeliśmy głos mężczyzny, który prowadził to wszystko. Czar nagle prysł i wróciliśmy do rzeczywistości. Ucałował mnie w czoło i odszedł. Przygryzłam wargę, łzy znów uporczywie cisnęły mi się do oczu, jeszcze bardziej bałam się go stracić. Zacisnęłam dłonie w pięści boleśnie wbijając paznokcie w wewnętrzną ich część. Wystartowali.
_____________________________________
Cześć wam wszystkim! <3 Dzisiaj króciutko, ale chciałam skończyć na, no w sumie na innym momencie, ale będę to przedłużać do bólu. Wiem, pisałam, że napiszę sobie ze dwa rozdziały w ferie, ale ... nie słuchajcie mnie, bo jak mówie, że napisze to wtedy nie będę miała weny! Ogólnie z jakby pierwszej części, która leżała już jakiś czas i czekała na dokończenie, jestem średnio zadowolona. Sądzę, że moje opisy nie oddały tej fajności tego miejsca (tak, ono istnieje na prawdę), ale z dalszej części jestem chyba zadowolona, ale jeszcze pewności nie mam, pewnie jutro będę mówić - ee, tam, po co to publikowałam, to beznadzieja ble ble. Zmywam się bo za chwilę to będzie dłuższe od rozdziału xd
Pozdrawiam :***

piątek, 21 lutego 2014

02

       Zbiegłam  po schodach na parter i rozejrzałam się dookoła. Usłyszałam głosy dobiegające z kuchni. Oparłam się o framugę i przyjrzałam się Emmie i Adamowi, którzy jawnie ze sobą flirtowali. Przy brunetce mój brat zupełnie zapominał o Jennifer i to było widać na pierwszy rzut oka. Emma odwzajemniała jego uczucia, jednak szanowała jego wybór i nie wtrącała w jego związek z tą suką. Nigdy nie ukrywałam, że nie darzę jej sympatią i vice versa. Odgarnęłam włosy z twarzy i odkręciłam się na pięcie. Skierowałam swoje kroki do salonu, nie chciałam im przeszkadzać. Nie często mieli okazję swobodnie porozmawiać, głównie przez Jennifer wiecznie przyklejoną do boku Adama i robiącą awanturę o chociażby spojrzenie na inną dziewczynę. Opadłam na kanapę i wyciągnęłam z torebki telefon. Przejrzałam facebook'a, twitter'a i tym podobne portale społecznościowe.
- Emily, do cholery, idziesz czy nie?! - wrzasnęła Emma sądząc, że nadal jestem na górze.
- Jestem w salonie - powiedziałam niezbyt głośno zaabsorbowana jakąś kłótnią na facebook'u. Tacy ludzie zawsze mnie śmieszyli. Zamiast po ludzku podejść i powiedzieć komuś w twarz, co się o nim sądzi, kłócili się na portalach społecznościowych.
- Czemu się nie odzywasz?! - Emma zdzieliła mnie otwartą ręką przez głowę.
- Wiesz czemu - powiedziałam poważne, spoglądając na nią. Stała z rękami założonymi na biodrach, świdrując mnie spojrzeniem brązowych tęczówek. Kiedy usłyszała moje słowa rozluźniła się nieco. Kiedyś jej obiecałam, że nie spocznę póki oni nie będą razem.
- Idziemy? - zapytała już spokojnie Emma. Kiwnęłam głową i wstałam, chowając telefon do kieszeni. Przyjaciółka posłała Adamowi uśmiech i pomachała na pożegnanie. Odmachał jej i wiódł za nią tęsknym wzrokiem dopóki nie zniknęła za drzwiami.
- Powinieneś zerwać z Jen - rzuciłam i wyszłam. To czasem robiło się nie do zniesienia. Nie chciał zerwać z Jennifer chociaż każdy widział, że między nim a brunetką było coś na rzeczy, ale nie, po co. Szybkim krokiem dogoniłam Emmę, która zakładała buty w przedpokoju. Spojrzałam na nią, zawsze zastanawiało mnie jak ona może chodzić w szpilkach, przecież w tym można było się zabić! Ja osobiście preferowałam trampki i tego typu obuwie. Wyszłyśmy z domu kierując swoje kroki do samochodu przyjaciółki. Po chwili byłyśmy już w drodze do centrum handlowego mieszczącego się w samym centrum miasta. Przyjrzałam się Emmie, która w skupieniu wpatrywała się w drogę przed nami. Muszę przyznać, że nigdy nie brakowało jej urody, była naprawdę ładna. Brązowe włosy były lekko pocieniowane i sięgały jej nieco za łopatki, oczy miała tego samego koloru. Jej wzrost był idealnie proporcjonalny z drobnym ciałem. Odkąd pamiętam zawsze miała ogromne powodzenie u płci przeciwnej, jednak w jej sercu było miejsce tylko i wyłącznie dla mojego brata. Jednak on, nie ukrywajmy tego, był idiotą i nie zauważał jej przez większość czasu, do momentu kiedy zaczął się spotykać z Jennifer. Nigdy nie potrafiłam go zrozumieć.
- Mamy jakiś konkretny cel zakupów czy to tylko tak rekreacyjnie? - zapytałam, unosząc pytająco brew.
- W sumie to nie, chciałam po prostu wyrwać się z domu - odpowiedziała nie patrząc na mnie. Sytuacja w domu Emmy nie była za ciekawa. Jej rodzice bardzo często się kłócili, a ich związek wisiał na włosku, jednak nie chcieli brać rozwodu ze względu na swoje córki. Emma miała młodszą o siedem lat siostrę. Oni chyba nie zdawali sobie sprawy z tego, że nie biorąc rozwodu i wciąż się kłócąc krzywdzą jedynie swoje dzieci. Emma, nie mogąc tego wytrzymać, bardzo często przychodziła do mnie czy krążyła po mieście chcąc tego wszystkiego uniknąć. Szczerze jej współczułam, moi rodzice nie kłócili się prawie nigdy, może dlatego, że przez większą cześć roku nie ma ich w domu. Spędzają dużo czasu na przetargach i innych różnych pierdołach związanych ze sklepem i firmą, z którą współpracują. Jechałyśmy w milczeniu, cisza nam nie przeszkadzała. Po kilkunastu minutach byłyśmy na miejscu. Nasze miasto nie było duże, więc jazda samochodem zwykle trwała nie dłużej niż pół godziny. Emma sprawnie zaparkowała swój samochód i po chwili kierowałyśmy się do niewielkiej galerii handlowej. Słońce dziś przyjemnie grzało, co wprawiało mnie w dobry nastrój. Chciałam przez chwilę zapomnieć o wszystkich problemach, o Adamie, Jennifer, rodzicach, o wyścigach James'a. Uśmiechnęłam się do przyjaciółki, która natychmiast odwzajemniła ten gest. Zawsze twierdziła, że zakupy pomagają jej zapomnieć o wszystkim, dlatego tak często tu przyjeżdżałyśmy. Czasem nawet nic nie kupowałyśmy, ale chodzenie po sklepach i ciągłe wygłupianie się poprawiało humor nam obu. Powolnym krokiem ruszyłyśmy do wejścia. W środku budynek zdawał się być większy niż był w rzeczywistości. Środkiem ciągnęły się rzędy ławek, po bokach było całkiem dużo sklepów. Na samym końcu znajdowały się ruchome schody prowadzące na kolejne piętro z kolejnymi sklepami. Od razu ruszyłyśmy do naszych ulubionych butików.

*dwie godziny później*

         Zmęczone i obładowane torbami zmierzałyśmy w stronę małej kawiarni mieszczącej się na pierwszym piętrze. Weszłyśmy do przytulnie urządzonego pomieszczenia. Ściany miały czerwony kolor, stoliki były czarne. Pod ścianami stały kanapy, a po całym pomieszczeniu porozstawiane były stoliki z krzesełkami. Z sufitu zwisały nowoczesne żyrandole, te nad stolikami wisiały dość wysoko, a te koło baru tak nisko, że nawet ja zawadzałam o nie głową. Na ścianach było mnóstwo zdjęć i obrazów. Swoje kroki od razu skierowałyśmy do baru i usiadłyśmy na wysokich krzesełkach. Chłopak stojący za barem był naszym dobrym znajomym. Miał dwadzieścia lat, choć wyglądał na nieco więcej. Ciemne włosy zawsze opadały mu niesfornie na czoło, a bystre zielone oczy obserwowały całą kawiarnię.
 - Cześć, Tony - przywitałyśmy się równocześnie.
- Cześć, dziewczyny - rzucił i uśmiechnął  się. Czasem zastanawiało mnie czemu wciąż był sam, zawsze miał powodzenie u dziewczyn, czemu wcale się nie dziwię, bo, trzeba mu to przyznać, był bardzo przystojny.
- Co wam podać? - zapytał, wycierając szklankę i spoglądając na nas spod ciemnych, długich rzęs. Gdybyśmy się nie kumplowali od Bóg wie jak dawna to z chęcią bym się z nim umówiła.
- Shake'a czekoladowego - powiedziałam po chwili zastanowienia. Emma zamówiła sobie koktajl owocowy, jeszcze przez chwilę rozmawiałyśmy z Tony'm i ruszyłyśmy do naszego ulubionego stolika, mieszczącego się w rogu przy oknie. Stamtąd można było obserwować każdą osobę w kawiarni i poza nią. Po kilku minutach przyszedł szatyn z naszymi zamówieniami, dzisiaj było tu niewielu klientów pewnie dlatego to trwało tak krótko. Zdziwił mnie jednak fakt, że to Tony, a nie jedna z kelnerek podał nam nasze zamówienie i od tego przysiadł się do nas.
- Emily - pochylił się do mnie, jakby bał się, że ktoś nas usłyszy. - James był u mnie wcześniej i kazał ci przekazać, że wszystko odbędzie się dzisiaj o północy za miastem, tam gdzie zawsze. - Poczułam ścisk w żołądku. To już dziś, sądziłam, że będę miała więcej czasu na to, żeby wybić przyjacielowi ten pomysł z głowy. Kiwnęłam głową, a szatyn wrócił na swoje stanowisko za bar. Przetarłam twarz dłońmi i spojrzałam bezradnie na Emmę. Serce łomotało mi w piersi jakby miało zaraz wyskoczyć. Przyjaciółka przysunęła swoje krzesełko bliżej mnie i  objęła ramieniem.
- Muszę do niego zadzwonić - powiedziałam ledwo słyszalnym głosem. Brunetka kiwnęła głową. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy, ale przyjaciółka mnie powstrzymała.
- Zostaw, odwiozę ci wszystko do domu, a ty z nim pogadaj - powiedziała spokojnym głosem, łapiąc mnie za ramię.
- Dziękuję - odparłam i przytuliłam ją. Złapałam jedynie swoją torebkę i wybiegłam z lokalu. W duchu dziękowałam Bogu za to, że postawił na mojej drodze tak cudowną osobę jaką jest Emma. Czułam zbierające się w oczach łzy, przecież nie mogłam mu na to pozwolić. Pędziłam przez galerię nie zwracają uwagi na potrącanych przeze mnie ludzi, którzy co rusz rzucali w moją stronę jakiś obelgi. Nie mogłam mu pozwolić, nie mogłam, no! Kochałam go jak brata i nie mogłam stracić, nie wytrzymałabym tego! Wybiegłam na zewnątrz i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Szybko odnalazłam numer James'a i przyłożyłam urządzenie do ucha. Czekając aż odbierze nerwowo tupałam nogą w podłoże.
- Emily...?- Z tonu jego głosu odczytałam, że był zaniepokojony. Przełknęłam głośno ślinę i wzięłam głęboki wdech. - Coś się stało, Ems? 
- James - zaczęłam płaczliwym tonem, nie chciałam płakać, ale to było silniejsze ode mnie. - James, proszę, nie rób tego, to niebezpieczne - zaczęłam mówić bardzo szybko plącząc się w swoich słowach, które przestały mieć sens. Chciałam tylko by tego nie robił.
- Gdzie jesteś? - zapytał, przerywając mi niezrozumiały monolog.
- W galerii, ale to bez znaczenia...- chciałam coś jeszcze powiedzieć, jednak się rozłączył. Nogi miałam jak z galarety, a serce łomotało mi tak jakby chciało się za wszelką cenę wydostać z piersi. Przygryzłam wargę, powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Oparłam się o chropowatą powierzchnię ściany i przymknęłam oczy. Nie wiem ile tak stałam, nie zwracałam najmniejszej uwago na ludzi wychodzących czy wchodzących do  budynku. Zupełnie nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Po jakimś czasie do moich usu dobiegł warkot silnika motoru. Gwałtownie się wyprostowałam. James stał tyłem do mnie, zdejmując kask. Ruszyłam pędem w jego stronę, o mało nie wpadając pod samochód. Przytuliłam się do jego pleców. Poczułam jak jego mięśnie spięły się na ułamek sekundy, jednak po chwili obrócił mnie w swoją stronę i pozwolił wtulić się w jego klatkę piersiową. Głaskał mnie po plecach i włosach, co chwila powtarzając, że będzie dobrze.

________________________________
Cześć ^^ Ugh, dodałabym rozdział dziś w nocy, ale tatuś musiał zacząć się na mnie wydzierać, że mam wyłączyć komputer. No, ale najważniejsze, że w ogóle jest xd Mam feeerie, taaak <3 Postaram się napisać ze dwa rozdziały do przodu. Jak widzicie wszystko się pomału rozkręca. Mam nadzieję, że nie za szybko. Jednak opinię pozostawiam wam : )

Pozdrawiam ^^

Obserwatorzy