*miesiąc później*
Razem z Emmą oglądałyśmy mieszkanie, do którego miałyśmy się wprowadzić na czas studiów. Przez ten miesiąc nie działo się zbyt wiele. Emma i Adam w końcu tworzyli szczęśliwą parę, co bardzo mnie cieszyło. Ja i Travis oficjalnie zostaliśmy parą. Spotykaliśmy kiedy tylko się dało. Wszystko układało się wręcz idealnie, aż do tej chwili, kiedy mój telefon zadzwonił.
- Tak? - odebrałam połączenie od Molly.
- Emily! Musisz przyjechać do szpitala już! Wyślę ci adres! Travis! Jest źle! - krzyczała w słuchawkę ruda. Serce zaczęło mi bić w szalonym tempie, a telefon prawie wypadł mi z dłoni.
- Przepraszam, ale musimy już iść - powiedziałam do właściciela mieszkania. Złapałam Emmę za ramię i pobiegłam do wyjścia.
- Emily! Co jest? - zapytała zdezorientowana brunetka.
- Molly dzwoniła. Travis jest w szpitalu! - powiedziałam niespokojnie. Odczytałam wiadomość z adresem szpitala i złapałam pierwszą lepszą taksówkę. Podałam taksówkarzowi adres i kazałam się pospieszyć. Cała się trzęsłam z nerwów, a w oczach już miałam łzy. Cholernie bałam się o Travisa. Emma cały czas trzymała mnie za rękę i patrzyła na mnie z zaniepokojonym wyrazem twarzy.
***
Wpadłam do szpitala jak burza. Molly wcześniej podała mi numer pięta, na którym się znajdują. Zaczęłam wzrokiem przeczesywać cały obszar znajdujący się przede mną w poszukiwaniu schodów. Zauważyłam windę, a obok niej schody. Decyzja była prosta - schodami dobiegnę szybciej. Pobiegłam więc nimi nie zwracając uwagi na innych ludzi. Wbiegłam na drugie piętro zdyszana, ale na końcu korytarza udało mi się zauważyć Molly i resztę ekipy. Po chwili usłyszałam za sobą zdyszaną Emmę. Spojrzałam na nią ze łzami w oczach i ruszyłam w stronę reszty.
- Molly - zaczęłam słabo, głos uwiązł mi w gardle.
- Emily! - pisnęła ruda. - Chodź, zaraz ci wszystko opowiem.
Odeszłyśmy kawałek i Molly rozkazała mi usiąść na jednym z plastikowych krzesełek. Sama zajęła miejsce obok mnie i spojrzała na mnie oddychając głęboko.
- Nie wiem czy wiesz, ale Travis miał kiedyś nieciekawe towarzystwo i zadłużył się u nich - pokiwałam głową na znak, że wiem o co chodzi. - Zaczęli domagać się spłaty. Przez dłuższy czas dostawał wiadomości z pogróżkami i różne dziwne telefony, ale wiesz jaki on jest, po prostu to olał. A oni się wkurzyli i go dopadli na mieście. Na szczęście jakaś kobieta to widziała i zadzwoniła po policję. Tamtych złapali, ale Travis też może mieć problemy. - Patrzyłam na nią w osłupieniu. Jasne, wiedziałam, że Travis miał jakieś długi, ale o wiadomościach i telefonach nic mi nie mówił!
- A..ale dlaczego ja nic o tym nie wiem? - przygryzłam wargę.
- Nie chciał cie martwić, powiedział nam tylko, że da sobie rade sam. Ale nie dał i teraz jest w ciężkim stanie,operują go. - Serce zabiło mi milion razy szybciej.
- Ale wszystko będzie dobrze, prawda? - zapytałam histerycznym głosem, pozwalając łzom płynąć mi po twarzy. Nie mogłam na to pozwolić. To się nie mogło stać drugi raz! Nie mogłam drugi raz stracić kogoś, kogo kochałam!
- Emily, cśii, będzie dobrze, musi. Travis to silny facet. Poza tym, przecież on cię nie zostawi, nie ma takiej opcji Molly przygarnęła mnie do siebie i zaczęła głaskać po włosach.
***
Mijały godziny, a lekarze wciąż nie wychodzili z sali operacyjnej. Siedziałam na zimnej podłodze ze wzrokiem wlepionym w pustą ścianę przede mną. W głowie miałam totalny chaos. Obiecałam sobie, że jeśli Travisowi coś się stanie to znajdę tych ludzi i powybijam jak kaczki. On był jednym z najcudowniejszych ludzi jakich spotkałam w swoim życiu i nie zasługiwał na taki los. Przeczesałam dłonią włosy i popatrzyłam na wszystkich po kolei. Siedzieli ze spuszczonymi głowami na tych cholernych krzesełkach. Jedynie Josh chodził w tą i z powrotem po korytarzu. To było jak jakieś pieprzone deja vu! Ale nie mogło się skończyć tak samo! Na samo wspomnienie James'a w sercu otwierała się rana, którą załatać umiał jedynie Travis. Gdyby i on odszedł... Nie wiem co bym ze sobą zrobiła. Nie potrafiłabym tak żyć...
- Cholera, ile to może trwać?! - wrzasnął nagle Josh, aż wszyscy podskoczyli na swoich miejscach. Lorena od razu zerwała się z miejsca i zaczęła uspokajać swojego chłopaka. W tamtym momencie znów poczułam okropne ukłucie w sercu. Być może ja już nigdy nie będę mogła podbiec po postu do mężczyzny swojego życia. Zacisnęłam zęby i pięści starając się zachować względny spokój. Wypłakałam już tyle łez, że mogłabym się spokojnie odwodnić. Wbiłam wzrok w swoje dłonie, które się niemiłosiernie trzęsły. Nie wiedziałam, jak długo jeszcze wytrzymam to czekanie.
***
Po kolejnych kilku godzinach zaczęłam tracić nadzieję. Pielęgniarki wchodziły i wychodziły z sali, ale nic nam nie mówiły. Zaczęłam krążyć po korytarzu bez konkretnego celu. Było już grubo po dwunastej w nocy i część ekipy pojechała do domu. Zostałam ja z Emmą, Molly i Joshem. Dziewczyny ledwo trzymały się na nogach, ale dzielnie dotrzymywały nam towarzystwa. Ani ja, ani Josh nie zamierzaliśmy się stąd ruszać dopóki nie dowiemy się, że z Travisem wszystko dobrze. Przykucnęłam na końcu korytarza i przeczesałam włosy dłonią wpatrując się w drzwi sali operacyjnej, jakbym tym mogła zmusić lekarzy do wyjścia. I, o dziwo, to poskutkowało! Kilka sekund później drzwi się otworzyły i wyszedł do nas lekarz. Od razu zerwałam się na równe nogi i pognałam do niego.
- Co z nim, panie doktorze?! - zapytałam nerwowo, wpatrując się błagalnie w mężczyznę.
- Był w bardzo ciężkim stanie, jego szanse na przeżycie tej operacji były bardzo niewielkie. - Serce mi stanęło na ułamek sekundy, a w oczach automatycznie pojawiły się łzy. - Ale zrobiliśmy co w naszej mocy i wszystko będzie w porządku.
Kamień spadł mi z serca. Travis żyje.
______________________
I jest, koniec, finito. Nic, ale to kompletnie nic nie poszło w tym opowiadaniu nie poszło tak jak powinno, ale jakoś poszło. Toczyło się dłuuuuugo, przez co straciłam zapewne jakieś 90% czytelników (więc jeśli to czytasz to napisz cokolwiek na dole, będzie mi miło (y)). No i co ja mogę tu pisać? Dziękuję tym, którzy tu wytrwali i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy!
Do napisania :*