sobota, 29 listopada 2014

09

       *Emma*
    
        Odkąd Emily wyjechała w mieście było jakoś pusto. Nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca. Nie miałam z kim wyjść z domu, z kim pośmiać się, czy chociażby porozmawiać. Adam wciąż spotykał się z Jennifer. Od zawsze czułam do niego coś więcej, ale co ja mogłam zrobić kiedy obok niego wciąż kręciła się ona? Emily zawsze mi powtarzała, że on jest z nią by zrozumieć, że tak na prawdę czuje coś do mnie. Jakoś nie mogłam uwierzyć w słowa przyjaciółki. No, bo jeśli jemu by na mnie zależało, to byłby z nią przez ostatnie dwa lata? Westchnęłam i sięgnęłam po telefon leżący obok mnie. Odczytałam SMS'a, w którym Emily pytała co u mnie i odpisałam, że wszystko w porządku. Przyjaciółka odpisała, że bardzo tęskni i niedługo wraca. Ucieszyłam się na tą wiadomość, bo ja też bardzo za nią tęskniłam. Niby w mieście miałam mnóstwo znajomych, ale bez Emily to nie miało większego sensu. Chociaż ostatnio i tak więcej jej nie było niż była. Po wypadku Jamesa zmieniła się, bardzo. Zwykle była bardzo silna, ale to ją złamało. Cholerny James, tyle razy mu tłumaczyła, żeby tego nie robił. Ale on zawsze był upartym osłem i nie słuchał nawet jej. Nie dziwiłam się Ems, że postanowiła skąd wyjechać na jakiś czas. Potrzebowała wyrwać się z miejsca, gdzie wszystko przypominało jej o nim. Miałam tylko nadzieję, że uda jej się wszystko poukładać. Moje rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Przeczytałam tekst kilka razy, nie mogąc uwierzyć w to, co było tam napisane. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy płakać?

"Zerwałem z Jen. Mogłabyś przyjść? Potrzebuje cię. A."

   Od razu zerwałam się z łóżka i, w biegu łapiąc bluzę, wyszłam z domu. Serce waliło mi jak oszalałe. Z jednej strony chciałam, żeby w końcu zerwali, bo obiecałam sobie, że nie będę wpieprzać się w cudze związki. Jednak z drugiej strony, co jeśli on nie czuje tego, co ja? Wszystko nie będzie już takie samo. 


*Emily*

          Siedziałyśmy z Molly przed lustrem, próbując zrobić sobie odpowiedni makijaż. Nie byłyśmy ekspertkami w tych dziedzinach, ale trzeba jakoś wyglądać. Obie postawiłyśmy na dość ciemne kolory na powiekach i ja do tego dobrałam czerwoną szminkę, a Molly pomadkę w kolorze brzoskwini. Po ułożeniu włosów i przebraniu się ponownie stanęłyśmy przed lustrem, by ocenić efekt końcowy. Molly była ubrana w a'la skórzane, krótkie spodenki, czarną bluzkę na cienkich ramiączkach z czymś w rodzaju cekin, a na to założyła narzutkę na długi rękaw sięgającą za pupę. Wszystko utrzymane było w ciemnych kolorach. Moja koleżanka do tego założyła botki na wysokim, cienkim obcasie z klamerkami po bokach. Włosy miała ułożone w "artystyczny nieład". Ja za to ubrana byłam w czarną sukienkę bez ramiączek. Góra była z materiału podobnego do spodenek Molly, nabita gdzieniegdzie ćwiekami, a dół to zwyczajna lekko rozkloszowana spódnica. Na to założyłam skórzaną kurtkę, a jako buty wybrałam czarne szpilki na wysokim obcasie z czerwoną podeszwą. Włosy lekko pofalowałam i zarzuciłam na lewe ramię. 
- To chyba możemy już iść? - zapytała ruda, poprawiając włosy. Skinęłam głową i wyszłyśmy z  mieszkania. Molly zamknęła drzwi na klucz i zeszłyśmy po schodach na dół. Wcześniej zadzwoniłyśmy po taksówkę, która miała zawieźć nas na miejsce. Transport już na nas czekał, więc od razu wsiadłyśmy do środka i podałyśmy kierowcy nasz cel. Obie byłyśmy podekscytowane, jak małe dziewczynki. Dzięki temu wszystkiemu chociaż na chwilę zapominałam o przykrej przeszłości. Molly starała się nauczyć mnie żyć dniem dzisiejszym, nie przeszłością, jak to robiłam dotychczas.
- Ej, nie zamartwiaj się. Będzie dobrze - powiedziała, uderzając mnie po przyjacielsku w ramię. Uśmiechnęłam się do niej szeroko i westchnęłam cicho. Przeszłości nie zmienisz, Ems. 
- Musi być dobrze - dodałam cicho, jakby sama do siebie. Piętnaście minut później byłyśmy na miejscu. Weszłyśmy do klubu i zaczęłyśmy poszukiwania naszych znajomych, którzy mieli zająć dla nas stolik. Starałam się trzymać jak najbliżej Molly, bo ludzi było multum i nie trudno było kogoś zgubić. Ruda złapała mnie za nadgarstek i próbując przekrzyczeć głośnią muzykę coś powiedziała,ale niestety przez hałas nic nie usłyszałam, więc posłusznie poszłam za nią. W całym budynku, a był  naprawdę spory, panował półmrok, a muzyka była wręcz ogłuszająca. Na parterze znajdował się bar i ogromny parkiet, przez który się właśnie przedzierałyśmy, wyżej znajdowały się "balkony", z których można było obserwować cały klub. Weszłyśmy po schodach i od raz znalazłyśmy całą resztę. Od razu zajęłyśmy miejsce na ogromnej, półkolistej czerwonej kanapie i przywitałyśmy się ze wszystkimi. Lorena ubrana w czerwoną, obcisłą sukienkę siedziała wtulając się w ramię Josha, który nie wyglądał gorzej od niej. Szczerze zazdrościłam Lori, była na prawdę piękną dziewczyną, ale nie to było najważniejsze. Miała u swojego boku cudownego mężczyznę, który był z nią na dobre i złe. Kiedyś obiecałam Jamesowi, że  przedstawię go Molly. To było po moim przyjeździe z Londynu kilka lat temu. Wtedy bardzo zżyłam się z rudą i  żałowałam, że nie mogłyśmy się widywać częściej. Spojrzałam na Dani, która wesoło rozmawiała z Max'em, starszym bratem Luke'a, który gdzieś się zapodział. Dziewczyna ubrana była w granatową sukienkę na ramiączka i wyglądała w niej na prawdę ładnie. Widać było, że przy Max'ie ożywiła się jeszcze bardziej niż zwykle i była bardzo szczęśliwa. On też wydawał się być nią szczerze zainteresowany. Życzyłam im jak najlepiej! Naprzeciwko mnie siedział samotnie Travis. Wszyscy byli zajęci rozmowami z kimś innym. Nawet Molly już znalazła sobie towarzysza rozmów ze stolika obok. Westchnęłam, przeczesałam dłonią włosy i wstałam. Podeszłam do Travisa i uśmiechnęłam się lekko.
- Mogę? - zapytałam wskazując na miejsce obok niego. Kiwnął głową i odwzajemnił mój uśmiech. Usadowiłam się koło niego i spojrzałam w jego oczy, które cały czas bacznie mnie obserwowały. To trochę mnie onieśmielało, ale starałam się tego po sobie nie pokazywać.


*Travis*

      Nie mogłem przestać się jej przyglądać. Była naprawdę piękną kobietą i choć w jej oczach krył się smutek starała się to ukryć. Poprzedniego dnia wypytałem Molly o powód dlaczego Emily nagle z dnia na dzień postanowiła tu przyjechać. To, co jej się przytrafiło było okropne. Czym ona sobie zasłużyła, że los tak ją krzywdził? Doskonale wiedziałem jak to jest stracić bliską osobę. Kiedy miałem piętnaście lat moja mama zmarła, a ojciec zaczął pić. Zostałem tak naprawdę sam. Nie dopuszczałem do siebie innych ludzi, wszystko się zmieniło. Dopiero kiedy poznałem Josha wszystko zaczęło się układać. On został moim przyjacielem, był pierwszą osobą, która mnie naprawdę poznała. Teraz pogodziłem się ze swoją przeszłością i żyłem tym, co było dzisiaj. Ale kiedy pojawiła się ona wszystko zaczęło do mnie wracać. Miałem ochotę się nią zaopiekować, by nie musiała cierpieć przez tyle lat, co ja. Choć wiedziałem, że ma przyjaciół, to w głębi duszy musiała czuć się samotna, bo nikt nie rozumiał, co przechodziła. Postanowiłem odstawić na tę chwilę smętne przemyślenia i odezwałem się pierwszy raz do dłuższej chwili, bo przez ten cały czas po prostu wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem.
- Pięknie wyglądasz. - W tym momencie zastanawiałem się czy ja czasem myślę zanim coś powiem? Emily od razu odwróciła wzrok, a na jej policzkach pojawiły się urocze rumieńce.
- Dziękuję - wydukała niepewnie. Rozmowa zaczęła jakoś płynąć. Nie wdawaliśmy się w jakieś głębsze tematy, ot zwykła pogawędka. W pewnym momencie oboje postanawiamy pójść się czegoś napić. Informujemy o tym resztę, choć i ta większość z nich już się rozeszła. Miałem tylko nadzieję, że nie będą robić głupot.
- Mam nadzieję, że Molly nie zrobi niczego głupiego - mruknęła szatynka, spoglądając przez barierkę na rudą, która bawiła się w najlepsze ze swoim nowym znajomym.
- Chyba sobie poradzi - odparłem. - Wbrew pozorom jest naprawdę rozsądna.
- Mam nadzieję - mruknęła tylko i zeszliśmy na dół. Kiedy już udało nam się przedrzeć przez tłum tańczących ludzi usiedliśmy na krzesełkach przy barze. Zamówiliśmy sobie drinki. Najpierw jeden, potem kolejny i kolejny. Chyba straciliśmy rachubę po trzecim. Na szczęście miałem mocną głowę do alkoholu, więc wypite drinki jakoś specjalnie nie zrobiły na mnie wrażenia. Z Emily było zupełnie inaczej. Wiedziałem, co robi. Próbowała utopić cały smutek w alkoholu. To kiepski pomysł, maleńka. W pewnym momencie tracę szatynkę z oczu. Weź się człowieku odwróć an kilka sekund, a już ci ucieka! Czy ja serio jestem taki okropny? Przeczesuje wzorkiem cały klub i dostrzegam ją w tłumie ludzi tańczącą z jakimś kolesiem. Już miałem wstać i zabrać ją stamtąd, ale opamiętałem się. Póki nie będzie robić czegoś głupiego nie będę reagował. Nie wytrzymałem nawet trzydziestu sekund, bo ten chujek zaczął ją chamsko obmacywać. Czułem do niej jakąś sympatię i wiedziałem, że MUSZĘ ją stamtąd zabrać. Gdyby coś złego jej się stało to Molly chyba by mnie poćwiartowała. Odepchnąłem chłopaka od szatynki, rzuciłem kilka przekleństw w jego kierunku i zabrałem ją stamtąd. Wyszliśmy na zewnątrz, a w nasze twarze uderzył chłodny podmuch powietrza. Objąłem Emily ramieniem i odszukałem telefonu w kieszeni. Zadzwoniłem po taksówkę, która miała się tu zjawić za kilka minut. Szatynka była przez ten cały czas dziwnie milcząca. Spojrzałem na nią, wpatrywała się prosto przed siebie, a w jej oczach lśniły łzy.
- Ej, Emi, co się dzieje? - zapytałem, stając przed nią i kładąc dłonie na jej ramionach.
- Boże, jestem taka beznadziejna...- jęknęła cicho, spuszczając głowę w dół.
- Nie mów tak, nie jesteś - odparłem, nie rozumiejąc o co jej konkretnie chodzi.
- Ty nic nie wiesz - mruknęła i pociągnęła nosem. Uniosłem jej podbródek i spojrzałem w jej pełne łez oczy.
- To mi powiedz. - Nie odpowiedziała, tylko wtuliła się we mnie i rozpłakała. Głaskałem ją po głowie i próbowałem jakoś uspokoić, ale byłem w tym beznadziejny, więc to nic nie dało. Chwilę później taksówka podjechała koło nas. Postanowiłem zabrać Emily do siebie, bo Molly gdzieś się zapodziała i czułem, że szatynka nie chciałaby psuć jej zabawy. Kiedy już byliśmy w taksówce napisałem SMS'a do rudej żeby nie szukała Emi, bo jest ze mną. Szatynka już nieco się uspokoiła, ale wciąż siedziała wtulona we mnie.

           Kilkanaście minut później weszliśmy do mojego mieszkania. Nie było zbyt duże, zwykła kawalerka. Idealna dla mnie. Bo poco mi więcej, nie chciałoby mi się tyle sprzątać. Posadziłem Emily na kanapie i kucnąłem przed nią. Nim zdążyłem się odezwać on zaczęła mówić:
 - Przepraszam, robię ci kłopot, powinieneś teraz siedzieć z przyjaciółmi w klubie i się bawić, a nie być tu ze mną - mówiła tak szybko, że ledwo rozróżniałem słowa, ale chyba zrozumiałem ogólny sens wypowiedzi.
- A może ja wolę być tu z tobą? A teraz mów o co chodzi? - zapytałem, patrząc na nią pytająco.
- O wszystko - jęknęła. Westchnąłem. Nigdy nie zrozumiem kobiet... - Po prostu, to wszystko, co działo się zanim tu przyjechałam, mogłam temu zapobiec. To nie musiało się stać, on nie musiał umrzeć...
- Emily, to nie twoja wina. Zrobiłaś co mogłaś - odparłem, starając się jakoś ją pocieszyć.
- Skąd wiesz? - zapytała autentycznie zdziwiona.
- Molly się wygadała - uśmiechnąłem się. Ona tez starała się uśmiechnąć, ale średnio jej to wyszło. Otarłem jej łzy i podniosłem się do pozycji stojącej. - Zostaniesz to na noc, Molly wszystko wie - powiedziałem i podszedłem do szafki, by wyjąć z niej jakąś koszulkę, która mogłaby posłużyć jej jako piżama.



*Emily*

      Obudziłam się z okropnym bólem głowy zupełnie nie kontaktując z rzeczywistością. Otworzyłam oczy,a  światło słoneczne wręcz w nie uderzyło. Jęknęłam i zasłoniłam ręką twarz. Kiedy powoli przyzwyczaiłam swój wzrok do światła rozejrzałam się wokół. Mimo tego, że byłam u Molly dwa dni to wiedziałam, że to nie jej mieszkanie. Odwróciłam głowę w bok i chyba dostałam sekundowego zawału. Obok leżał Travis, bez koszulki. Uderzyłam się dłonią w twarz i jęknęłam. 
- Co ty ze sobą robisz, idiotko. Staczasz się - mruczałam do siebie. 
- Spokojnie -usłyszałam śmiech chłopaka i tak się zlękłam, że o mało nie spadłam z łóżka, ale na szczęście ręka Travisa mnie uratowała. 
- Proszę, powiedz, że nie zrobiłam nic głupiego - spojrzałam na niego błagalnie. 
- Nie - roześmiał się ponownie. - Po prostu przesadziłaś trochę z alkoholem, ale nic się nie działo. 
- Ale mówisz tak, bo tak było, a nie dlatego, że cię o to poprosiłam? - dobra, zaczęłam przesadzać. 
- Chyba jeszcze alkohol z ciebie nie wyparował, bo gadasz bez sensu - uśmiech nie schodził z jego twarzy. 
- Wyparował, uwierz, czuję to - mruknęłam, przypominając sobie o bólu. Travis od razu wstał i poszedł do drugiego pomieszczenia. Po chwili wrócił ze szklanką wody i aspiryną. Matko, człowieku, jeśli będziesz przynosił mi tak codziennie rano śniadanie do łóżka to wyjdę za ciebie! 
- W skali od jeden do dziesięciu jak bardzo głupio się zachowywałam? - zapytałam, siadając i popijając tabletkę. 
- Nie było tak źle - odparł, siadając obok mnie. 
-To dobrze - odetchnęłam z ulgą. Zwykle kiedy za dużo wypiję robię straszne głupoty, tylko zazwyczaj James i Emma wyciągali mnie z kłopotów, a teraz ich tu nie ma. Czyżby Travis miał być moim nowym aniołem stróżem? Możliwe. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, a on tylko odwzajemnił ten gest. 

__________________________________________
Helooooł, jest tu jeszcze ktoś xd? Wybaczcie trzymiesięczną przerwę, ale komputer mnie znienawidził i postanowił się zepsuć, a babcia dopiero teraz postanowiła się nade mną zlitować i kupić mi nowy <3 lof maj babcia <3 Rozdział troszkę zagmatwany i chyba nie jest taki jaki chciałabym, żeby był, ale co tam dodam. W końcu postanowiłam napisać coś dłuższego z perspektywy faceta. Po 3 miesiącach kiedy od poniedziałku do piątku spędzam po 6-7 godzin z samymi facetami to jest trochę łatwiejsze. Zaczaiłam nieco ich tok myślenia, a oni mówią, że to dziewczyny są skomplikowane... Zaraz to będzie dłuższe od rozdziału, bo chciałabym wam tyle powiedzieć (napisać), że ło mój boże, ale chyba się powstrzymam i na tym poprzestanę :)
Pozdrawiam :**

Obserwatorzy