Staliśmy tak przez dobre kilkanaście minut. James cierpliwie czekał aż się uspokoję. Zawsze podziwiałam ludzi, którzy wytrzymywali ze mną dłużej niż godzinę, bywałam na prawdę nie znośna, jednak jak widać jemu to nie przeszkadzało i dobrze.
- Uspokój się już, Ems, będzie dobrze, obiecuję - powiedział pewnym siebie, ale zarazem uspokajającym tonem. Pokiwałam głową i odsunęłam się od niego. Wzięłam głęboki wdech i uspokoiłam myśli, wypuszczając powietrze przez usta.Wysiliłam się na lekki uśmiech i spojrzałam na przyjaciela. Był taki wyluzowany jakby nie przejmował się tym wszystkim, zawsze sprawiał wrażenie osoby pewnej siebie i nie zawracającej sobie głowy problemami. Spojrzałam w jego niebieskie oczy, w których czaiła się iskierka podekscytowania spowodowana nadchodzącym wydarzeniem. Blond włosy miał w nieładzie, a grzywka zakrywała część jego czoła. Przesunęłam wzrok nieco niżej na jego różowe usta i idealnie zarysowaną linię szczęki. Jego ciało było umięśnione i w niektórych miejscach pokryte tatuażami.
- Chodź - powiedział, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę motoru. Niepewnie usiadłam na maszynie i spojrzałam pytająco na Jamesa. On tylko uśmiechnął się i podał mi kask. On coś kombinuje - przyszło mi an myśl, jednak mimo wszystko nie sprzeciwiałam się mu. Po chwili blondyn ruszył z miejsca.
***
Kiedy byliśmy już prawie na miejscu w mojej głowie zaczęło świtać. Mogłam się przecież domyślić, że to właśnie tam mnie zabiera. Zatrzymaliśmy się przed miejscowym szpitalem, gdzie James zostawił swój motocykl. Zdjęłam kask i przeczesałam dłonią włosy. Teraz, kiedy wiedziałam gdzie jest cel naszej "podróży", uśmiech nie schodził mi z twarzy. To z tym miejscem wiązały się najlepsze wspomnienia. Blondyn też się uśmiechał. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę wysokich traw znajdujących się z boku budynku. Ruszyliśmy już wydeptaną ścieżką przed siebie. Przeszliśmy przez murek, na którym kiedyś była siatka i przemierzaliśmy drogę dalej. Minęliśmy stary dom, w którym nikt chyba nie mieszkał, ale pewności nigdy nie ma. Kiedy usłyszałam szum wody wiedziałam, że jesteśmy na prawdę blisko. Przyspieszyłam kroku i weszłam między krzaki i niskie drzewka, które oddzielały to miejsce od reszty świata. James cały czas szedł za mną. Po chwili moim oczom ukazała się tama na środku niezbyt szerokiej rzeki. Łączyła ona dwa brzegi ze sobą dzięki czemu spokojnie można było przejść do małej wysepki, która oddzielała od siebie tę straszą tamę od nowszej, znajdującej się po drugiej stronie wysepki. Przejście przez tą starszą było dość ciężkie ze względu na to, że była wąska. Jednak my mieliśmy w tym już wprawę. Wskoczyłam na nią i przeszłam na drugą stronę, uważając by nie wpaść do wody, która szczerze mówiąc nie pachniała zbyt ładnie, wyglądać też nie wyglądała. Mimo wszystko to miejsce miało swój urok. Usiadłam na trawie i spojrzałam na Jamesa, który opadł tuż obok mnie. Oparłam głowę o jego ramię i spojrzałam w niebo. Pojedyncze promienie słońca próbowały się przedostać przez rozłożyste korony drzew by choć przez chwilę ogrzać nasze twarze. Przyjaciel złapał mnie za dłoń i kreślił na niej małe kółka kciukiem. Odetchnęłam głęboko i podniosłam głowę z jego ramienia. Nie chciałam po raz kolejny zaczynać tego tematu. James był uparty, wiedziałam, że nie zrezygnuje, pozostało mi jedynie mieć nadzieję, że wyjdzie z tego cało. Nie odzywaliśmy się przez dłuższy czas. Wszystko zostało wyjaśnione, on nie zrezygnuje, ja odpuszczę.
Czas leciał nie ubłagalnie szybko. Nim się zorientowaliśmy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Im bliżej było do wyścigu tym bardziej się stresowałam. Kiedy zbieraliśmy się do powrotu nogi tak mi się trzęsły, że ledwo przeszłam przez tamę. James cały czas musiał iść za mną i pilnować żebym sobie nic nie zrobiła. Po nim kompletnie nie było widać strachu, jednak ja znałam go na tyle dobrze, że widziałam to w jego oczach. Wszystkie targające nim emocje. Wahał się jeszcze, czyli moje gadanie nie poszło na marne. Była szansa, że jednak zrezygnuje. Droga powrotna minęła bardzo szybko, James odstawił mnie prosto do domu. Kiedy staliśmy przez moimi drzwiami ostatni raz spojrzałam na niego z nadzieją w oczach, pokręcił jedynie głową. Nie udało mi się, nie przekonałam go, nie zrezygnował. Czułam dziwny ścisk w żołądku. Z każdą minutą było coraz bliżej. Pożegnałam się z nim i obiecałam, że będę na miejscu na czas. Ściągnęłam w przedpokoju buty i udałam się do swojego pokoju. Po drodze zauważyłam Adama oglądającego telewizję w salonie. Wchodząc po schodach mocno zaciskałam palce na balustradzie tak, jakby wszystko miało się za chwilę zawalić. Czułam ogromny strach. Wchodząc do pokoju od razu rzuciłam się na łóżko. Przez moją głowę przelatywały miliony scenariuszy i co najgorsze wszystkie kończyły się tragicznie. Nie panowałam nad myślami i czułam, że to wszystko wręcz mnie przygniata. Położyłam się na plecach i tępo wgapiałam w sufit. Próbowałam za wszelką cenę odgonić te myśli, zająć mój umysł czymś innych, choćby nawet liczeniem plamek na suficie. Nerwowo zaciskałam palce na pościeli. Czułam rosnącą w gardle gulę, która utrudniała mi przełykanie. Miałam wrażenie, że ktoś złapał moje płuca i ścisnął je tak mocno, że nie mogłam oddychać. Wszystko co działo się wokół mnie wydawało się takie odległe, czarne myśli zawładnęły moim umysłem. Nie panowałam już nawet nad łzami ciurkiem płynącymi z oczu. Nie mogłam tego wszystkiego znieść, to mnie przerastało. Skuliłam się i objęłam kolana ramionami.
Kiedy na zegarku wybiła godzina dwudziesta pierwsza z łomocącym sercem ruszyłam do pokoju brata. Kilka dni wcześniej obiecał, że podrzuci mnie na miejsce, żeby nie zawracać Jamesowi głowy tym, jak znajdę się na miejsce. Emma wiedziała o wszystkim i kilka razy proponowała, że pojedzie tam ze mną jednak ja kategorycznie odmawiałam. Nie chciałam jej w to wciągać. Adam bez ociągania wstał i razem ruszyliśmy do garażu, gdzie stał jego samochód. Widząc moje zdenerwowanie objął mnie ramieniem i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Wsiedliśmy do auta, zatrzasnęłam drzwi od strony pasażera i wyjechaliśmy w drogę. Nie minęło piętnaście minut i już byliśmy na miejscu. Nim wysiadłam wzięłam głęboki wdech i przeczesałam palcami włosy.
- Może pójdę tam z tobą? Jesteś blada i w ogóle kiepsko wyglądasz - powiedział Adam, łapiąc mnie za ramię.
- Nie, wszystko w porządku, dam sobie radę - zapewniłam go i widząc, że chce zaprzeczyć wysiadłam. Znałam to miejsce, byliśmy tu z Jamesem kilka razy.Zwyczajna droga wokół starych, opuszczonych fabryk. O tej porze to wszystko wyglądało strasznie. Ruszyłam do miejsca, gdzie rozpoczynał się wyścig. Blondyna rozpoznałam od razu. Stał sam, kiedy wszyscy inni z kimś rozmawiali. Czekał na mnie. Przyspieszyłam kroku i po chwili znalazłam się obok niego. Oddychałam głęboko starając się nie zdradzić swojego zdenerwowania. Przyjaciel bez słowa mnie przytulił, wyczułam, że się bał, jednak teraz nie było już odwrotu.
- Będzie dobrze. - Tym razem to ja wypowiedziałam te słowa, choć w głębi duszy wiedziałam, że to nie prawda to próbowałam przekonać nas oboje. James głaskał mnie po plecach, swoją głowę miał opartą na moim ramieniu. Oddychał głęboko, zapewne by się uspokoić. Oboje czuliśmy to samo - strach. Nasze serca waliły jak szalone próbując wydostać się z klatek piersiowych, przez chwilę zapomniałam o otaczającym nas tłumie ludzi. James odsunął się na kilka milimetrów i pogładził swoją dłonią mój policzek, cały czas patrząc mi się w oczy. Czułam jak stado motylków w moim brzuchu poderwało się do lotu, wystarczył ułamek sekundy by nasze usta złączyły się w pocałunku. Nigdy nie sądziłam, że to przyznam, ale kochałam Jamesa, nie tylko jak brata, ale jak dziewczyna kocha chłopaka. Przycisnął mnie mocnej do swojego torsu, nie przerywając pocałunku. Świat nagle przestał dla nas istnieć, w tamtym momencie liczyliśmy się tylko my. Zacisnęłam palce na jego koszulce, jakbym czuła, że za chwilę coś nas rozdzieli.
- Zajmijcie miejsca! - usłyszeliśmy głos mężczyzny, który prowadził to wszystko. Czar nagle prysł i wróciliśmy do rzeczywistości. Ucałował mnie w czoło i odszedł. Przygryzłam wargę, łzy znów uporczywie cisnęły mi się do oczu, jeszcze bardziej bałam się go stracić. Zacisnęłam dłonie w pięści boleśnie wbijając paznokcie w wewnętrzną ich część. Wystartowali.
_____________________________________
Cześć wam wszystkim! <3 Dzisiaj króciutko, ale chciałam skończyć na, no w sumie na innym momencie, ale będę to przedłużać do bólu. Wiem, pisałam, że napiszę sobie ze dwa rozdziały w ferie, ale ... nie słuchajcie mnie, bo jak mówie, że napisze to wtedy nie będę miała weny! Ogólnie z jakby pierwszej części, która leżała już jakiś czas i czekała na dokończenie, jestem średnio zadowolona. Sądzę, że moje opisy nie oddały tej fajności tego miejsca (tak, ono istnieje na prawdę), ale z dalszej części jestem chyba zadowolona, ale jeszcze pewności nie mam, pewnie jutro będę mówić - ee, tam, po co to publikowałam, to beznadzieja ble ble. Zmywam się bo za chwilę to będzie dłuższe od rozdziału xd
Pozdrawiam :***
- Uspokój się już, Ems, będzie dobrze, obiecuję - powiedział pewnym siebie, ale zarazem uspokajającym tonem. Pokiwałam głową i odsunęłam się od niego. Wzięłam głęboki wdech i uspokoiłam myśli, wypuszczając powietrze przez usta.Wysiliłam się na lekki uśmiech i spojrzałam na przyjaciela. Był taki wyluzowany jakby nie przejmował się tym wszystkim, zawsze sprawiał wrażenie osoby pewnej siebie i nie zawracającej sobie głowy problemami. Spojrzałam w jego niebieskie oczy, w których czaiła się iskierka podekscytowania spowodowana nadchodzącym wydarzeniem. Blond włosy miał w nieładzie, a grzywka zakrywała część jego czoła. Przesunęłam wzrok nieco niżej na jego różowe usta i idealnie zarysowaną linię szczęki. Jego ciało było umięśnione i w niektórych miejscach pokryte tatuażami.
- Chodź - powiedział, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę motoru. Niepewnie usiadłam na maszynie i spojrzałam pytająco na Jamesa. On tylko uśmiechnął się i podał mi kask. On coś kombinuje - przyszło mi an myśl, jednak mimo wszystko nie sprzeciwiałam się mu. Po chwili blondyn ruszył z miejsca.
***
Kiedy byliśmy już prawie na miejscu w mojej głowie zaczęło świtać. Mogłam się przecież domyślić, że to właśnie tam mnie zabiera. Zatrzymaliśmy się przed miejscowym szpitalem, gdzie James zostawił swój motocykl. Zdjęłam kask i przeczesałam dłonią włosy. Teraz, kiedy wiedziałam gdzie jest cel naszej "podróży", uśmiech nie schodził mi z twarzy. To z tym miejscem wiązały się najlepsze wspomnienia. Blondyn też się uśmiechał. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę wysokich traw znajdujących się z boku budynku. Ruszyliśmy już wydeptaną ścieżką przed siebie. Przeszliśmy przez murek, na którym kiedyś była siatka i przemierzaliśmy drogę dalej. Minęliśmy stary dom, w którym nikt chyba nie mieszkał, ale pewności nigdy nie ma. Kiedy usłyszałam szum wody wiedziałam, że jesteśmy na prawdę blisko. Przyspieszyłam kroku i weszłam między krzaki i niskie drzewka, które oddzielały to miejsce od reszty świata. James cały czas szedł za mną. Po chwili moim oczom ukazała się tama na środku niezbyt szerokiej rzeki. Łączyła ona dwa brzegi ze sobą dzięki czemu spokojnie można było przejść do małej wysepki, która oddzielała od siebie tę straszą tamę od nowszej, znajdującej się po drugiej stronie wysepki. Przejście przez tą starszą było dość ciężkie ze względu na to, że była wąska. Jednak my mieliśmy w tym już wprawę. Wskoczyłam na nią i przeszłam na drugą stronę, uważając by nie wpaść do wody, która szczerze mówiąc nie pachniała zbyt ładnie, wyglądać też nie wyglądała. Mimo wszystko to miejsce miało swój urok. Usiadłam na trawie i spojrzałam na Jamesa, który opadł tuż obok mnie. Oparłam głowę o jego ramię i spojrzałam w niebo. Pojedyncze promienie słońca próbowały się przedostać przez rozłożyste korony drzew by choć przez chwilę ogrzać nasze twarze. Przyjaciel złapał mnie za dłoń i kreślił na niej małe kółka kciukiem. Odetchnęłam głęboko i podniosłam głowę z jego ramienia. Nie chciałam po raz kolejny zaczynać tego tematu. James był uparty, wiedziałam, że nie zrezygnuje, pozostało mi jedynie mieć nadzieję, że wyjdzie z tego cało. Nie odzywaliśmy się przez dłuższy czas. Wszystko zostało wyjaśnione, on nie zrezygnuje, ja odpuszczę.
Czas leciał nie ubłagalnie szybko. Nim się zorientowaliśmy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Im bliżej było do wyścigu tym bardziej się stresowałam. Kiedy zbieraliśmy się do powrotu nogi tak mi się trzęsły, że ledwo przeszłam przez tamę. James cały czas musiał iść za mną i pilnować żebym sobie nic nie zrobiła. Po nim kompletnie nie było widać strachu, jednak ja znałam go na tyle dobrze, że widziałam to w jego oczach. Wszystkie targające nim emocje. Wahał się jeszcze, czyli moje gadanie nie poszło na marne. Była szansa, że jednak zrezygnuje. Droga powrotna minęła bardzo szybko, James odstawił mnie prosto do domu. Kiedy staliśmy przez moimi drzwiami ostatni raz spojrzałam na niego z nadzieją w oczach, pokręcił jedynie głową. Nie udało mi się, nie przekonałam go, nie zrezygnował. Czułam dziwny ścisk w żołądku. Z każdą minutą było coraz bliżej. Pożegnałam się z nim i obiecałam, że będę na miejscu na czas. Ściągnęłam w przedpokoju buty i udałam się do swojego pokoju. Po drodze zauważyłam Adama oglądającego telewizję w salonie. Wchodząc po schodach mocno zaciskałam palce na balustradzie tak, jakby wszystko miało się za chwilę zawalić. Czułam ogromny strach. Wchodząc do pokoju od razu rzuciłam się na łóżko. Przez moją głowę przelatywały miliony scenariuszy i co najgorsze wszystkie kończyły się tragicznie. Nie panowałam nad myślami i czułam, że to wszystko wręcz mnie przygniata. Położyłam się na plecach i tępo wgapiałam w sufit. Próbowałam za wszelką cenę odgonić te myśli, zająć mój umysł czymś innych, choćby nawet liczeniem plamek na suficie. Nerwowo zaciskałam palce na pościeli. Czułam rosnącą w gardle gulę, która utrudniała mi przełykanie. Miałam wrażenie, że ktoś złapał moje płuca i ścisnął je tak mocno, że nie mogłam oddychać. Wszystko co działo się wokół mnie wydawało się takie odległe, czarne myśli zawładnęły moim umysłem. Nie panowałam już nawet nad łzami ciurkiem płynącymi z oczu. Nie mogłam tego wszystkiego znieść, to mnie przerastało. Skuliłam się i objęłam kolana ramionami.
Kiedy na zegarku wybiła godzina dwudziesta pierwsza z łomocącym sercem ruszyłam do pokoju brata. Kilka dni wcześniej obiecał, że podrzuci mnie na miejsce, żeby nie zawracać Jamesowi głowy tym, jak znajdę się na miejsce. Emma wiedziała o wszystkim i kilka razy proponowała, że pojedzie tam ze mną jednak ja kategorycznie odmawiałam. Nie chciałam jej w to wciągać. Adam bez ociągania wstał i razem ruszyliśmy do garażu, gdzie stał jego samochód. Widząc moje zdenerwowanie objął mnie ramieniem i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Wsiedliśmy do auta, zatrzasnęłam drzwi od strony pasażera i wyjechaliśmy w drogę. Nie minęło piętnaście minut i już byliśmy na miejscu. Nim wysiadłam wzięłam głęboki wdech i przeczesałam palcami włosy.
- Może pójdę tam z tobą? Jesteś blada i w ogóle kiepsko wyglądasz - powiedział Adam, łapiąc mnie za ramię.
- Nie, wszystko w porządku, dam sobie radę - zapewniłam go i widząc, że chce zaprzeczyć wysiadłam. Znałam to miejsce, byliśmy tu z Jamesem kilka razy.Zwyczajna droga wokół starych, opuszczonych fabryk. O tej porze to wszystko wyglądało strasznie. Ruszyłam do miejsca, gdzie rozpoczynał się wyścig. Blondyna rozpoznałam od razu. Stał sam, kiedy wszyscy inni z kimś rozmawiali. Czekał na mnie. Przyspieszyłam kroku i po chwili znalazłam się obok niego. Oddychałam głęboko starając się nie zdradzić swojego zdenerwowania. Przyjaciel bez słowa mnie przytulił, wyczułam, że się bał, jednak teraz nie było już odwrotu.
- Będzie dobrze. - Tym razem to ja wypowiedziałam te słowa, choć w głębi duszy wiedziałam, że to nie prawda to próbowałam przekonać nas oboje. James głaskał mnie po plecach, swoją głowę miał opartą na moim ramieniu. Oddychał głęboko, zapewne by się uspokoić. Oboje czuliśmy to samo - strach. Nasze serca waliły jak szalone próbując wydostać się z klatek piersiowych, przez chwilę zapomniałam o otaczającym nas tłumie ludzi. James odsunął się na kilka milimetrów i pogładził swoją dłonią mój policzek, cały czas patrząc mi się w oczy. Czułam jak stado motylków w moim brzuchu poderwało się do lotu, wystarczył ułamek sekundy by nasze usta złączyły się w pocałunku. Nigdy nie sądziłam, że to przyznam, ale kochałam Jamesa, nie tylko jak brata, ale jak dziewczyna kocha chłopaka. Przycisnął mnie mocnej do swojego torsu, nie przerywając pocałunku. Świat nagle przestał dla nas istnieć, w tamtym momencie liczyliśmy się tylko my. Zacisnęłam palce na jego koszulce, jakbym czuła, że za chwilę coś nas rozdzieli.
- Zajmijcie miejsca! - usłyszeliśmy głos mężczyzny, który prowadził to wszystko. Czar nagle prysł i wróciliśmy do rzeczywistości. Ucałował mnie w czoło i odszedł. Przygryzłam wargę, łzy znów uporczywie cisnęły mi się do oczu, jeszcze bardziej bałam się go stracić. Zacisnęłam dłonie w pięści boleśnie wbijając paznokcie w wewnętrzną ich część. Wystartowali.
_____________________________________
Cześć wam wszystkim! <3 Dzisiaj króciutko, ale chciałam skończyć na, no w sumie na innym momencie, ale będę to przedłużać do bólu. Wiem, pisałam, że napiszę sobie ze dwa rozdziały w ferie, ale ... nie słuchajcie mnie, bo jak mówie, że napisze to wtedy nie będę miała weny! Ogólnie z jakby pierwszej części, która leżała już jakiś czas i czekała na dokończenie, jestem średnio zadowolona. Sądzę, że moje opisy nie oddały tej fajności tego miejsca (tak, ono istnieje na prawdę), ale z dalszej części jestem chyba zadowolona, ale jeszcze pewności nie mam, pewnie jutro będę mówić - ee, tam, po co to publikowałam, to beznadzieja ble ble. Zmywam się bo za chwilę to będzie dłuższe od rozdziału xd
Pozdrawiam :***